poniedziałek, 10 marca 2014

Rozdział 6.

- Oto jesteśmy! - zawołałam wesoło, prezentując gestem ręki wnętrze mojego domu.
- Całkiem przytulnie. - Marge zachichotała cicho.
- Rozgość się. - wzięłam jej płaszcz i odwiesiłam go do szafy. - Chada obecnie nie ma, dlatego całą noc mamy dom do własnej dyspozycji ... Jesteś głodna? Napijesz się czegoś? - zaprowadziłam ją do kuchni.
- Poproszę sok jabłkowy, jeśli masz. - uśmiechnęła się siadając na stołku po drugiej stronie wysepki.
Wyciągnęłam z lodówki karton soku i napełniłam nim dwie szklanki. Usiadłam po przeciwnej stronie blatu i postanowiłam zagaić do rozmowy:
- Na ile przyjechałaś do Doncaster?
Marge westchnęła ciężko:
- Powiedziałam mamie, że wpadłam na tydzień, ale obawiam się, że mój pobyt tutaj nie potrwa dłużej niż trzy dni.
- Trzy dni? - zmarszczyłam brwi. - Na tyle czasu w ogóle nie opłaca się tu przyjeżdżać!
- Wiem, ale Amy tak bardzo prosiła... Nie mogłam jej odmówić. - zaczęła beznamiętnie obracać szklankę z żółtawym płynem w dłoniach.
- Dlaczego na tak krótko? - zapytałam.
- Powiedzmy sobie szczerze: co mam tutaj do roboty?
- Hmm, no chyba nic... - przyznałam. - Co w takim razie masz do roboty w Londynie?
- Nie mieszkam teraz w Londynie. - uśmiechnęła się delikatnie. - Moje mieszkanie nadal tam jest, ale ze względu na pracę, ciągle jestem po za granicami miasta.
Wspominałam, że Marge jest dziennikarką? I to nie byle jaką, ale taką z prawdziwego zdarzenia. Nie robi artykułów do jakiegoś taniego brukowca, tylko podróżuje z ekipą po całej kuli ziemskiej w poszukiwaniu informacji, które przekazuje nie tylko Londynowi, nie tylko Wielkiej Brytanii, nie tylko Europie, ale i całemu światu! Do dziś nie rozumiem, jak udało jej się osiągnąć taki sukces:
- Dlaczego go nie sprzedasz, albo komuś nie wynajmiesz? - zapytałam upijając łyk soku.
- Sama nie wiem... Może to przez przywiązanie?
Cecha rodzinna?
- Rozumiem... - zacisnęłam usta w wąską linię. - Gdybym kiedyś była w stolicy, to mogłabym wpaść i zobaczyć, jak się tam wszystko trzyma.
- Tak, to całkiem dobry pomysł. - pokiwała głową. - Mogę dać ci zapasowe klucze, jeżeli chcesz.
- Okay, nie ma sprawy. Ale to dopiero wtedy, kiedy będziesz wyjeżdżać.
Marge zmrużyła oczy, a na jej ustach pojawił się przebiegły uśmiech:
- Pytasz mnie, na ile przyjechałam, poruszasz temat wyjazdu... Aż tak bardzo chcesz się mnie pozbyć? - zaśmiała się.
- Ależ skąd, siostrzyczko. - wyszczerzyłam zęby w przesadnym uśmiechu.
Jako iż byłyśmy wystarczająco najedzone 'obiadokolacją' u mamy, postanowiłyśmy obie położyć się już spać. Spotkania z rodziną potrafią być naprawdę wykańczające... Podczas, gdy moja siostra brała prysznic, ja zmieniałam pościel w sypialni. Marge jest moim gościem, nie pozwolę jej spać na kanapie:
- Mo? - usłyszałam nagle za plecami.
Wstrzymałam oddech i odwróciłam się gwałtownie.
- Marge. - zaśmiałam się cicho, poprawiając poszewkę na poduszce. - Przestraszyłaś mnie.
- Przepraszam. - uśmiechnęła się lekko i usiadła na środku łóżka zachęcając mnie gestem ręki, abym zrobiła to samo. - Chciałabym o coś zapytać.
- Umm, okay? - zmarszczyłam brwi i usiadłam po turecku.
- Tylko bądź ze mną szczera. - popatrzyła na mnie poważnie.
- W porządku. Pytaj. - zachęciłam.
Marge spuściła wzrok na nerwowo splecione dłonie:
- Co zaszło między tobą, a Monicą?
Woah, nie spodziewałam się takiego pytania... I co ja mam jej odpowiedzieć? Westchnęłam ciężko i zaczęłam:
- A żebym ja to wiedziała... Od małego była dla mnie taka... 'Oschła'... Nigdy nie potrafiłyśmy się dogadać, zawsze musiała postawić na swoim... Nie rozumiem tego.
Głośno przełknęłam ślinę.
- Chciałabym traktować ją jak normalną siostrę, ale... Nie potrafię. Chyba zauważyłaś, że ona nie wykazuje nawet krzty uczucia w stosunku do mnie... Nigdy nie byłyśmy sobie bliskie, nie jesteśmy i raczej nigdy nie będziemy... To boli, Marge... Kurewsko boli... Ale co ja mogę zrobić? Gdybym tylko spróbowała z nią na ten temat porozmawiać, od razu zaczęłybyśmy się kłócić... Zapewne oskarżyłaby mnie o to, że znowu próbuję jej coś 'wytknąć'... - powoli podniosłam wzrok na siostrę. - A może to ze mną jest coś nie tak?
- Mo, nie mów tak... - zauważyłam w jej oczach współczucie. - Monica faktycznie ma to do siebie, że jest niemiła dla innych. Ale zrozum, taka już jej natura... Jest najstarsza, dlatego uważa, że wszystko jej wolno.
- To dlaczego nikt jej nie uświadomi? - zapytałam. - Dlaczego nikt nie powie jej, żeby się ogarnęła, bo przez takie zachowanie ludzie jej nie trawią?
- Powiedziałabyś jej to? - Marge popatrzyła na mnie z ciężkim westchnieniem.
- Nie... - spuściłam głowę.
- A dlaczego?
- Bałabym się...
- I właśnie sama sobie odpowiedziałaś... Młoda, nie powinnaś się nią przejmować. Jest, jaka jest. Trudno. Nie reaguj na jej zaczepki, po prostu przytakuj... Ona w końcu odpuści.
- Łatwo ci mówić... A tak w ogóle, to skąd możesz to wiedzieć? - zapytałam zrezygnowana.
- Heh... - kąciki jej ust delikatnie uniosły się ku górze. - Mi odpuściła.
Uniosłam brew.
- To wy też miałyście jakiś... 'Zatarg'?
- 'Zatarg', to chyba za dużo powiedziane... Widać było, że celowo próbuje mi dopiec, czy coś w tym stylu, ale miałam ją w dupie... Teraz mamy luźną relację.
- Wątpię, żeby mi też tak łatwo odpuściła. Już za bardzo dałam sobie wejść na głowę...
- Chodź tu. - przysunęła się do mnie i szczelnie otuliła mnie swoimi ramionami. - W waszym przypadku wygląda to tak, jakby problem był zakorzeniony gdzieś w Monice. Z tego co mówisz wnioskuję, że chciałabyś żyć z nią w zgodzie, ale to ona nie daje się poznać z tej lepszej strony, prawda?
- Dokładnie...
- To może jednak powinnaś z nią porozmawiać? - odsunęła mnie tak, aby móc swobodnie spojrzeć mi w oczy.
- Marge, mówiłam ci już, że się...
- Kurwa, Mo... - przewróciła oczami. - To ty studiowałaś psychologię, czy ja?
- No ja. - beznamiętnie wzruszyłam ramionami. - Ale tylko przez rok...
- Nie ważne, ile. Na pewno czegoś cię tam nauczyli, tak? Powinnaś wiedzieć, jak radzić sobie z takimi problemami. A rozmowa, to chyba najrozsądniejsze wyjście. Nie możesz wszystkiego w sobie tłumić.
- Nie wiem, może i masz rację... Jezu, nie chcę teraz o tym myśleć. - odgarnęłam włosy do tyłu.
- Masz rację, powinnyśmy już spać. - przyznała.
- Dobranoc, Marge . - skierowałam się w stronę schodów prowadzących na dół, do salonu.
- Dobranoc, Megan...

***

Rozmowa z siostrą sprawiła, że tej nocy zasnęłam około trzeciej... Nie mogłam przestać myśleć o tym, dlaczego panna Johnson tak się na mnie uwzięła. Przecież nie zrobiłam jej niczego złego... Chyba, że o czymś nie wiem. Ale nawet, jeżeli ma mi coś za złe, to powinna mi to powiedzieć. Może zrobiłam coś nieodpowiedniego, kiedy byłam jeszcze dzieckiem? W takim razie, kurwa, jak miałabym ją za to niby przeprosić, skoro najpewniej w ogóle tego nie pamiętam?! Chryste, niech ta kobieta w końcu mi wygarnie, o co jej tak naprawdę chodzi i wszyscy będą szczęśliwi!... Ehh, tak jak mówiłam, poszłam spać dopiero około trzeciej w nocy. Niestety nie trwało to długo, bo nagle poczułam, że łóżko zakołysało się pod wpływem czyjegoś ciężaru. Kto, do jasnego chuja, władowuje mi się tu o tej porze?! Sięgnęłam ręką ponad podłokietnikiem kanapy i zaczęłam szukać włącznika lampki:
- Marge? - zapytałam mrużąc oczy i próbując przyzwyczaić się do słabego światła. - Co ty tu robisz?
- Och... - mocno zacisnęła powieki.
Najwyraźniej światło nie przeszkadzało jedynie mi, dlatego o razu je zgasiłam.
- Przepraszam, że cię obudziłam. - powiedziała nieco ochrypniętym głosem.
- Praktycznie nie spałam... Odpowiesz mi na pytanie?
- Umm... Chad wrócił do domu...
Zmarszczyłam brwi.
- Co w związku z tym?
- Nie poinformowałaś go o moim przyjeździe, prawda? - chyba zaczynałam rozumieć, co się stało. - Nie powiedziałaś mu też, że będę spała w waszej sypialni... Przejął ją.
- Ughh... - wcisnęłam twarz w poduszkę. - Kurwa, przepraszam... Całkiem o nim zapomniałam...
- Spoko, nic się nie stało... - ziewnęła.
- Wyprosił cię z niej, czy jak?
- Nie... Myślał, że jestem tobą... A mi nie bardzo widzi się spanie z twoim facetem.
- Och...
- Dobranoc, Mo.
- Ta... Dobranoc...

***

Następnego dnia wstałam wcześniej, niż Marge. Postanowiłam udać się na piętro, żeby odbyć poranną toaletę. Kiedy byłam już na korytarzu zauważyłam, że drzwi od sypialni otwierają się i z pokoju wyłoniła się sylwetka Chada:
- Cześć. - uśmiechnęłam się słabo.
- Dzień dobry. - podszedł do mnie i kładąc dłonie na moich biodrach, pocałował mnie w czoło. - Dlaczego nie odbierałaś telefonu i nie odpisywałaś na sms'y ? - zmarszczył czoło.
- Byłam u Amy... Chyba mam prawo do spędzenia jednego popołudnia w gronie rodzinnym, prawda?
- To, że byłaś u matki wcale cię nie usprawiedliwia. Mogłaś odebrać... - popatrzył na mnie z wyrzutem.
Auć?
- Równie dobrze mogłeś jechać ze mną.
- Nie jestem tam mile widziany... - odburknął. - Dlaczego w nocy wyszłaś?
Popatrzyłam na niego zdziwiona, ale nagle przypomniały mi się wydarzenia, które miały miejsce w nocy. Zaśmiałam się cicho i odpowiedziałam:
- Kochanie, powinieneś zwracać większą uwagę na to, z kim sypiasz. - z uśmiechem pogładziłam jego policzek i skierowałam się w stronę toalety.
- Co? - uniósł brew.
- Marge dziś u nas nocowała i nie koniecznie odpowiadała jej opcja spania z tobą.
Ze śmiechem zamknęłam za sobą drzwi zostawiając zszokowanego Chada na środku korytarza. Biedaczek.

***

- Chad, wymieniałeś żarówkę w łazience? - zapytałam wchodząc do kuchni.
- Nie, a coś się stało? - ugryzł kawałek jabłka.
- Stara prawdopodobnie się spaliła. Musisz ją wymienić.
- Później się tym zajmę. - odparł.
- Nie, zajmiesz się tym teraz. - odpowiedziałam stanowczo, zaplatając ręce na piersiach. - Zaraz Marge się obudzi i pewnie będzie chciała skorzystać z toalety.
- Mo, zaraz to zrobię.
Z westchnieniem ruszyłam w stronę lodówki, z której wyjęłam karton mleka, a następnie wlałam jego zawartość do miski i umieściłam ją w mikrofalówce. Ku mojemu zdziwieniu sprzęt nie zadziałał. Odstawiłam miskę na blat i podeszłam do okna. Zobaczyłam, jak na szybie w domu moich sąsiadów odbija się wyraźne światło włączonego telewizora, co oznaczało, że mają prąd... Więc co dzieje się u nas? Zmarszczyłam brwi i podeszłam do ściany, gdzie otwartą dłonią nacisnęłam włącznik światła... Nic...
- Chad. - zaczęłam lekko zdenerwowana. - Zapłaciłeś rachunek za prąd?
Chłopak popatrzył na mnie nieco rozkojarzonym wzrokiem:
- Co?
- Pytam, czy zapłaciłeś rachunek za prąd.
- Emm... - wbił wzrok w gazetę położoną przed sobą na blacie. - Chyba... Chyba zapomniałem.
Że, przepraszam, co?!
- Jak to zapomniałeś? - mój głos robił się coraz donośniejszy. - Co miesiąc wysyłałam ci sporą część moich zarobków na to, żebyś płacił rachunki... Jak to, kurwa, chyba zapomniałeś?!
- Jezu no, przepraszam. Wyleciało mi z głowy...
Popatrzyłam na niego wściekle, ale nagle coś sobie uświadomiłam:
- Czekaj, czekaj... Jeżeli ja wysyłałam ci forsę, a ty zapomniałeś opłacić rachunki za prąd... Gdzie ona teraz jest?
Chad głośno przełknął ślinę.
- Rule, gdzie są pieniądze?! - krzyknęłam nieco głośniej.
- Ja... - zaczął się jąkać.
- Kurwa, każdego miesiąca wysyłałam ci ponad połowę wypłaty! Gdzie są nasze pieniądze?!
- Emm... - gwałtownie odwróciłam głowę, kiedy Marge stojąca przy wejściu do kuchni odchrząknęła wymownie. - Cześć wam...
- Hej, Marge. - powiedział Chad.
Popatrzyłam na niego ze złością i dodałam przyciszonym głosem:
- Nawet nie myśl, że to koniec. Za chwilę wrócimy do tej rozmowy. - zdenerwowana wyminęłam go szybkim krokiem i podążyłam w stronę salonu dając siostrze znak skinieniem głowy, żeby poszła za mną.
- Mo, co się dzieje? - chwyciła mnie za przedramię. - O jakie pieniądze chodzi?
- To jest nasza sprawa, musimy sami to załatwić... - westchnęłam. - Przepraszam, Marge, ale w całym domu nie ma prądu... Muszę cię poprosić, żebyś pojechała dziś do mamy, wieczorem możesz... Nie, nie możesz. Wieczorem MUSISZ wrócić tutaj, dobrze? - wyraźnie zaakcentowałam słowo 'musisz'.
- Megan, mów, co się tutaj dzieje.
Poczułam szczypanie pod powiekami, dlatego zaczęłam mrugać o wiele szybciej, niż było to konieczne. Nie mogłam się przy niej popłakać. Wtedy by nie wyszła:
- Posłuchaj, wieczorem ci o tym opowiem, dobrze? Teraz muszę ochłonąć i porozmawiać z Chadem w cztery oczy. Bez świadków...

***

- Nawet nie myśl o tym, że mi się wywiniesz. - powiedziałam wchodząc do kuchni i siadając na jednym ze stołków ustawionych przy wysepce.
Chad obszedł ją z drugiej strony i stanął naprzeciw mnie podpierając się rękoma o blat, w efekcie czego lekko się nad nim pochylił:
- Słucham. Co masz mi w tej sprawie do powiedzenia. - popatrzyłam na niego ze śmiertelną powagą.
- Meg, to dla mnie naprawdę kłopotliwy temat... - przymknął powieki. - Nie chcę ci o tym mówić...
- Proszę cię, nie wkurwiaj mnie bardziej, niż już jestem... - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
- Przepraszam, kochanie, ale nie...
- Nie kochaniuj mi tu! - krzyknęłam, a w moich oczach stanęły łzy. - Odkąd przyjechałam ciągle masz przede mną jakieś tajemnice! Cały czas nic, tylko się przez to kłócimy! Wychodzisz z domu na całe noce, nie odbierasz telefonów, a kiedy ja zrobię coś podobnego, to od razu masz do mnie pretensje, wyrzuty i zadajesz głupie, niepotrzebne pytania! Kurwa, przecież tak nie może być! Dlaczego nie potrafimy być normalną parą?! Bez tych pieprzonych tajemnic?! - emocje wzięły nade mną górę i łzy niekontrolowanie spływały po moich policzkach niczym strumienie.
- Skarbie, nie płacz...
- Czy ja robię coś nie tak?! Kurwa mać, odpowiedz mi! - krzyczałam.
- Ćśś... - podszedł do mnie i przytulił mnie mocno. - Uspokój się, Meg... Będzie dobrze...
- Gówno prawda! - odepchnęłam go. - Nic nie będzie dobrze...
Chad stał jak wryty i z przerażeniem obserwował moją twarz. Chyba jeszcze nigdy nie widział mnie w takim stanie. Byłam jednocześnie zła, bezradna i zrozpaczona... Boże, co ja robię ze swoim życiem? Jestem z jakimś gościem, którego prawdopodobnie w ogóle nie znam... Wytarłam dłońmi mokre policzki i popatrzyłam na niego:
- Czy... Czy te pieniądze są w domu?
Chłopak westchnął ciężko i, chowając dłonie w kieszenie swoich ciemnych jeansów, spuścił wzrok:
- Nie... - niemalże szeptał.
- Czy te pieniądze w ogóle jeszcze są? Należą do nas?
Pokręcił głową przecząco, a ja zrezygnowana położyłam łokcie na blacie i ukryłam twarz w dłoniach. Moje palce powoli wtopiły się we włosy i mocno chwyciły je u nasady, tuż nad czołem:
- I co my mamy teraz zrobić? - zapytałam bardziej siebie, niż jego.
- Nie wiem, Meg... Ale zawsze sobie jakoś radziliśmy, dlaczego tym razem miałoby się nie udać? - podniósł głowę.
- Masz jakiś pomysł? - zapytałam opuszczając ręce na kolana.
- Jeszcze nie...
Pff, no tak... Mógł chociaż powiedzieć, że zacznie szukać pracy... Nawet tyle... Ale nie.
- Dobra. - wstałam na równe nogi. - W takim razie znów wyjadę do Stanów... Tam znajdę pracę i przyjadę tutaj z zarobionymi pieniędzmi... Chyba, że nie chcesz, żebym wyjeżdżała... Wtedy zostanę i znajdę coś na miejscu... Wystarczy jedno twoje słowo, a zrobię wszystko... Wiesz, dlaczego? Bo cię kocham... Nie wiem, dlaczego, ale tak właśnie jest... Jedno słowo...
Chad stał jedynie i tępo wpatrywał się w podłogę. Nie powiedział nic.
- Rozumiem... - spuściłam głowę i skierowałam się w stronę wyjścia.
Zanim jednak opuściłam kuchnię, odwróciłam się do niego i dodałam:
- Przebierz się i zaraz pojedziesz ze mną na zakupy. Musimy jakoś zagospodarować to, co nam jeszcze zostało...

***

Kiedy byliśmy już w supermarkecie, Chad wziął wózek sklepowy i wspólnie zaczęliśmy szukać niezbędnych produktów. Nie chciałam zostawiać go z pustą lodówką na tak długi czas... Tym razem postanowiłam, że wyjadę na trochę dłużej, niż rok. Oczywiście będę wysyłała mu pieniądze na jedzenie, ale rachunki będę płaciła przelewem przez internet. Już nie potrafiłam zaufać mu tak, jak wcześniej... Nadal nie powiedział mi, co stało się z pieniędzmi... I nadal bolała mnie jego nieszczerość.
Postanowiłam o tym nie myśleć, bo wspomnienie tej nieprzyjemnej sprawy pogarszało mój i tak już popsuty nastrój. Zaczęłam rozglądać się po całym sklepie w celu znalezienia stoiska z pieczywem. Poprosiłam Chada, żeby w tym czasie zajął się doborem wędlin. Chodziłam pomiędzy półkami z przeróżnymi produktami spożywczymi i czułam się, jakby ktoś zamknął mnie w labiryncie bez wyjścia:
- Przepraszam... - podeszłam do mężczyzny rozkładającego towar na jednej z półek. - Wie pan może, gdzie mogłabym znaleźć tu stoisko z pieczywem?
- Oczywiście. - odpowiedział formalnie. - Pójdzie pani tu prosto, następnie skręci pani w prawo i przejdzie obok nabiału, później ponownie skręci pani w prawo obok stoiska z przyprawami, a na końcu przypraw spojrzy pani w lewo i tam właśnie znajduje się pieczywo.
Matko Boska, co to za sklep?!
- Dziękuję panu bardzo. - uśmiechnęłam się przyjaźnie i ruszyłam we wskazanym przez niego kierunku.
Hmm, jak to szło? Najpierw prosto, później w prawo - nabiał, w prawo - przyprawy, w lewo... O Boże... Przy stoisku z przyprawami w otoczeniu pięcioosobowej grupki dziewcząt, jedna z nich była dorosłą kobietą, stal nie kto inny, tylko sam Louis Tomlinson... W ciągu ostatnich dni praktycznie o nim zapomniałam i nagle to wszystko wróciło... Zobaczyłam jego uśmiechniętą twarz, lekko poburzoną grzywkę wystającą z szarej, naciągniętej na głowę czapki, szerokie, kraciaste spodnie wyglądające jak z kompletu od pidżamy... Wyglądał na zadowolonego i wypoczętego. Wpływało to na jego korzyść:
- Mo? - popatrzył na mnie z delikatnie uniesionymi brwiami i uśmiechnął się szeroko.
Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że stoję tak przez dłuższą chwilę i nic, tylko się na niego gapię. Szybko chwyciłam pierwszą lepszą torebkę z przyprawą, jaka wpadła mi w ręce. Kminek...
- Co ty tutaj robisz? - zapytał podchodząc bliżej mnie.
- A co mogę robić w supermarkecie? - uśmiechnęłam się.
- No tak, idiotyczne pytanie. - zaśmiał się cicho i potarł dłonią kark.
- To twoje rodzeństwo? - popatrzyłam ponad jego ramieniem.
- Emm, tak... Wybraliśmy się na małe zakupy, niebawem wracam do Londynu... Gdybyś wybierała się w tamtym kierunku, to daj znać, chętnie cię podrzucę. - ponownie się zaśmiał.
Kurwa, kto dał mu ten śmiech?! Jest cudowny!
- A wiesz, może będzie taka okazja... Chcę wrócić do Stanów. - spuściłam wzrok na torebkę z przyprawą.
- Znowu do pracy?
Niechętnie pokiwałam głową.
- Dlaczego nie znajdziesz czegoś na miejscu? - zapytał.
- W USA więcej zarabiam... Myślisz, że kiedyś nie próbowałam pracować w Londynie, czy też w Doncaster? Harowałam jak wół, a dostawałam za to tylko marne grosze..
- Hmm... To może chciałabyś zatrudnić się u mnie w firmie? - rzucił nagle.
Popatrzyłam na niego ze zdziwioną miną i odpowiedziałam:
- Cóż... Twoja propozycja jest bardzo kusząca, ale chyba jednak wolę pozostać przy swoich przekonaniach.
- To już jak wolisz.. Ale pamiętaj, że zawsze możesz się... - nagle przerwał i popatrzył ponad moim ramieniem.
Zmarszczyłam czoło i odwróciłam się, aby zobaczyć, co przykuło jego uwagę:
- Meg? - Chad był już coraz bliżej nas, jednak był zbyt zajęty czytaniem plakietki na jakiejś paczuszce, by zauważyć, że nie jestem sama. - Nie uważasz, że... - podniósł wzrok i natychmiast ucichł.
- Rule. - usłyszałam za plecami spięty głos Louisa.
- Tomlinson? - Chad nie ukrywał... Złości? - Co ty tu, kurwa, robisz?!
Emm... Co tu się dzieje? Skąd oni się znają?
- Mo, to jest twój chłopak? - Louis popatrzył na mnie kpiąco.
Nieśmiało przytaknęłam.
- Ja pierdole... - popatrzył w górę i parsknął śmiechem. - Powiedz, że to żart.
- Meg, skąd ty go znasz?! - mój chłopak warknął niespodziewanie.
- Po... Podrzucił mnie... - zająknęłam się. - Kiedy wracałam z lotniska.
Chad mocno zaciągnął się powietrzem i chwytając mój drobny nadgarstek w dłoń przesunął mnie za siebie tak, że teraz to on stał twarzą w twarz z Louisem. Wyczułam, że atmosfera robi się gęstsza, niż być powinna:
- Nie zbliżaj się do niej nigdy więcej, rozumiesz? - popchnął go, przez co Louis lekko zatoczył się do tyłu.
- Lou? - kobieta w ciąży podeszła do chłopaka i chwyciła go za ramię. - Co tu się dzieje?
- Zabierz dziewczyny do samochodu... Już...
Kobieta popatrzyła na Chada ze strachem w oczach.
- Mamo, idź już! - Tomlinson powiedział nieco głośniej. - A ty, Megan, lepiej uważaj na to, z kim się zadajesz... - powoli wycofał się i zniknął za pólkami...
Co tu się przed chwilą stało?!





Witam Wszystkich Czytelników ! :)
Miałam tygodniową przerwę od szkoły (dopadła mnie jakaś wirusówka...), dlatego postanowiłam jakoś zagospodarować sobie wolny czas... Cóż może być lepszego, niż napisanie nowego rozdziału na Hiding? : D
 Dodaję go dopiero teraz, w weekend, ponieważ chciałam go dokładnie przeanalizować. Chyba jeszcze nigdy nie wyszedł mi taki długi, więc jestem z niego zadowolona :)
Za wszelkie, niezauważone przeze mnie błędy, przepraszam ! x
Arghhh ... i przepraszam Was jeszcze za to, że Louisa nie było aż tak dużo... Po prostu stwierdziłam, że lepiej będzie, jeżeli zostawię resztę do następnego rozdziału, wybaczcie mi ! W ostatniej notce powinnam napisać raczej: "zrekompensuje się w następnych ROZDZIAŁACH" .. Przepraszam ..
Co myślicie o Chadzie? Jak Wam się teraz ogólnie widzą wszystkie sprawy u naszych bohaterów?
Dajcie znać w komentarzach, ZA KTÓRE NIEZMIERNIE WSZYSTKIM DZIĘKUJĘ ! ♥
Jesteście świetni w motywowaniu mnie do dalszego pisania, dziękuję Wam za to ! :*

Mam tu też małą prośbę do opublikowania :)

Chciałabym, abyście weszli na bloga mojej koleżanki... Angelika dopiero się uczy, to jej pierwsze opublikowanie fanfiction. Widać, że się stara, ale nikt nie nagradza jej pracy komentarzami. Żaliła mi się, że nie ma motywacji do dalszego pisania, dlatego chce usunąć swojego bloga... Proszę, nie pozwólcie jej na to! Zajrzyjcie na jej bloga i powiedzcie jej, że nie powinna się poddawać !
Wchodźcie na:

http://true-love-niall-horan-fanfic.blogspot.com/
i komentujcie ! :))

Jest też coś dla Larry Shippers!
Bloga Natalii odkryłam dopiero niedawno. Znalazłam link w komentarzu na pewnym blogu i nie mogłam nadziwić się temu, że dziewczyna, pomimo dysleksji, jest w stanie pisać tak pięknie i poruszająco! Jestem zakochana w jej twórczości i Was też zachęcam, abyście zajrzały na jej stronkę i wyraziły swoją opinię :)
Wchodźcie na:

http://larry-stylinson-opowiadaniee.blogspot.com/

Do następnego rozdziału ! ♥

P.S. Jeżeli chcecie być informowani o nowych rozdziałach, napiszcie w komentarzu bądź w zakładce 'Informowani.' (prawa strona ekranu) swoją nazwę z Twittera :)