niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 9.

 Rozdział pisany przy: OneRepublic - Secrets


- Dziewczyną... - powtórzyłam.
- Nie, nie, to ja jestem jego dziewczyną, a ty kuzynką. - uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Kuzynką... - powtórzyłam.
Prawdopodobnie wyglądałam i odzywałam się tak, jakby mój mózg właśnie się wyłączył...
- Tak właśnie. - wzruszyła ramionami i zachichotała cicho.
Patrzyłam na nią przytępionym wzrokiem i nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Nie dość, że mnie oszukiwał, to jeszcze zdradzał? Poczułam się jak ostatnia, wykorzystana szmata...
- Widzę, że potrzebujesz większej ilości wyjaśnień. - zaczęła parzyć sobie herbatę. - A więc jestem z Chadem już dobry rok... Zapewne ci o tym nie powiedział. - o popatrz, jakoś nie miał okazji... - Poznaliśmy się w klubie, w którym pracowałam... Trochę głupio mi się przyznać, ale w sumie niedługo będziemy rodziną, więc po co zaczynać znajomość od ukrywania prawdy? Klub, w którym pracowałam, był klubem nocnym. - niepewnie popatrzyła mi w oczy. - Tak, jestem striptizerką... Znaczy byłam! Byłam... Chad mnie z tego wyciągnął, jest takie opiekuńczy. - uśmiechnęła się pod nosem, a ja poczułam delikatne pieczenie pod powiekami... Zazdroszczę... - Przychodził do mnie do pracy, patrzył jak tańczę, płacił... Pewnego razu był świadkiem, jak mój szef oczekiwał ode mnie czegoś więcej, niż tylko tańca... Właśnie tego dnia wyciągnął mnie z tego całego gówna i mniej więcej od tamtego czasu się spotykamy... Czasami pomieszkiwaliśmy w mojej kawalerce, czasami tutaj. Dzięki niemu wyszłam na prostą, jest niesamowitym człowiekiem... Zazdroszczę ci, Mo.
- Mi? - zapytałam drżącym głosem.
Cholera jasna.
- Tak, tobie... Też chciałabym mieć w rodzinie tak wspaniałych ludzi.
- Żebyś się nie przeliczyła. - mruknęłam pod nosem.
- Słucham?
- Nie, nic... Wpadłaś go po prostu odwiedzić? - zapytałam.
- Umm, nie... - zmieszała się. - Jest coś, o czym muszę z nim poważnie porozmawiać... Powiedziałabym ci, ale byłoby niesprawiedliwe, gdybyś dowiedziała się pierwsza...
- Oh, okay... Chad powinien wrócić za jakiś czas... Pozwolisz, że pójdę do pokoju... W sumie jesteś u siebie, prawda? Dasz sobie sama radę. - starałam się wykrzesać uśmiech.
- Racja. - uśmiechnęła się szeroko.
Zajebisty dzień, nie ma co...
Ze zmęczeniem przetarłam twarz dłońmi i leniwym krokiem opuściłam kuchnię. Miałam serdecznie dość tego wszystkiego; Chada, jego kłamstw, dzisiejszego dnia, życia... Dosłownie błagałam o koniec... Kiedy tylko wyszłam na korytarz usłyszałam dźwięk kluczyka przekręcanego w drzwiach. Teraz dopiero zaczynało robić się ciekawie...
Rule popatrzył na mnie z lekką dezorientacją na twarzy:
- Cześć?
- Cześć. - odpowiedziałam chłodno. - Gdzie byłeś?
- O Jezu, a ty znowu to samo... U kumpli. - przysunął się do mnie i próbował mnie pocałować, ale szybko zrobiłam unik.
- Masz gościa. - skinieniem głowy wskazałam na kuchnię.
- Ja? - zmarszczył brwi.
- Nie, ja. - fuknęłam.
- Kurcze, o co ci dziś chodzi? - zapytał i wyminął mnie zmierzając do kuchni energicznym krokiem.
Człowieku, pędzisz na śmierć...
Gdy tylko stanął w progu, zatrzymał się gwałtownie:
- J-jasmine... - wyjąkał, po czym szybko przeniósł na mnie wzrok.
Ze zrezygnowaniem pokiwałam głową i ruszyłam w stronę kuchni, niestety ręce Chada uniemożliwiły mi dalsze ruchy:
- Posłuchaj, nie wiem, co ona ci powiedziała, ale tak na prawdę, to tyko moja kuzynka... Nie miałem jeszcze okazji ci jej przedstawić. - uśmiechnął się delikatnie, ale w jego oczach majaczył strach.
Parsknęłam śmiechem.
- Idioto, wiem już o wszystkim. Ciekawą masz rodzinkę, wiesz? Twoje kuzynki są jednocześnie twoimi dziewczynami i jedna już nawet wspomina o tym, że niedługo wszyscy będziemy rodziną... - popatrzyłam na jego ręce zaciśnięte na moich przedramionach. - Nie dotykaj mnie, bo zaraz mogę cię nieźle wkopać. - ostrzegłam.
Chad nerwowo przełknął ślinę, po czym powoli opuścił ręce wzdłuż ciała... Pieprzony tchórz.
- No, więc zguba się znalazła. - zawołałam nazbyt wesoło, wchodząc do kuchni.
Jasmine uśmiechnęła się szeroko i podbiegła do Rule'a składając soczysty pocałunek na jednym z jego nieogolonych policzków. Poczułam, jak wnętrzności podchodzą mi do gardła, a pod powiekami po raz kolejny pojawiło się znajome szczypanie.
- A więc... - odchrząknęłam wymownie. - Jasmine. Chciałaś coś powiedzieć Chadowi, prawda? - podparłam brodę dłońmi i przyglądałam im się z fałszywym uśmieszkiem na ustach.
Cholera jasna, gdybym nie była tak dobra w ukrywaniu uczuć, zapewne w tamtej chwili wyciągałabym ją za włosy z mojego domu.
- Och, no tak. - zachichotała dźwięcznie. - Chad. - popatrzyła mu głęboko w oczy.
Przeurocze... Chwyciłam kubek z herbatą i upiłam łyk... Jeden łyk.
- Jestem w ciąży! - pisnęła.
Momentalnie cała zawartość mojej jamy ustnej wylądowała na kuchennym blacie. Czy ja się przesłyszałam?! Podniosłam na nich swój niedowierzający wzrok:
- Meg... - szepnął Chad.
- Wszystko okay, Mo? - zapytała Jasmine.
Szybko pokiwałam głową i przetarłam usta rękawem swetra, który aktualnie miałam na sobie...
- T... tak. Chyba tak. - wyjąkałam. - Nie przeszkadzajcie sobie.
Chad będzie ojcem.
Chad, mój chłopak, będzie ojcem.
Chad, mój chłopak, będzie pieprzonym ojcem.
Chad, mój chłopak, będzie cholernym, pieprzonym ojcem.
O kurwa...
- Kiedy to się stało?! - Rule nerwowym gestem przeczesał włosy palcami.
Od razu zapytaj: "Za którym razem"... Ja tu tylko siedzę.
- Pamiętasz dzień, kiedy Megan wróciła do UK? No wiesz... Wtedy co zacząłeś panikować i musiałam uciekać przez tylne drzwi domu. - zaśmiała się cicho. - Wybacz, Meg, ale zastanie mnie kompletnie nagiej w domu swojego kuzyna mogłoby być dla ciebie nieco szokujące, prawda?
Pieprzyli się w moim własnym domu?!
Dziewczyna ponownie przeniosła wzrok na Chada:
- Sądzę, że to stało się właśnie tego dnia...
- Skąd ty to niby możesz wiedzieć? - wtrąciłam.
Oboje popatrzyli na mnie i na twarzy każdego z nich malowała się inna emocja; Jasmine była nieco rozdrażniona moją nieuprzejmością (kobieto, gdybyś ty wiedziała, co dzieje się w mojej głowie...),Chad natomiast wyglądał tak, jakby miał lada moment narobić w gacie...
- Jess, może... Może pojedź do domu, muszę porozmawiać z Meg... W cztery oczy... Później do ciebie przyjadę... - wyszeptał.
Wymienili porozumiewawcze spojrzenia, po czym dziewczyna krótko pożegnała się ze mną i powiedziała, że ma nadzieję, iż jeszcze kiedyś będzie dane nam się spotkać przy jakiejś kawie...Po moim trupie...
Kiedy byliśmy już sami w mieszkaniu, Chad uśmiechnął się delikatnie i powoli zmierzał w moją stronę. Instynktownie zrobiłam krok do tyłu, a wszelkie hamulce zaczęły puszczać w tamtym momencie:
- To koniec... - powiedziałam niemal bezgłośnie.
- Mo, no co ty... - próbował chwycić mnie za dłoń, ale szybko odsunęłam się od niego.
- Nie. Dotykaj. Mnie. - wycedziłam przez zęby i nagle poczułam gorące łzy na swoich policzkach.
- Ej, mała... Nie wygłupiaj się... Chcesz teraz to wszystko zakończyć? Tak po prostu?
- Ty to skończyłeś. To twoja wina... Boże, jaka ja byłam głupia...
- Daj spokój. - przechylił głowę na bok.
- Trzy lata... Zmarnowałeś mi trzy lata życia... A przecież się starałam! Nie mogłeś mi zwyczajnie powiedzieć, że ci nie wystarczam?!
- Jakie trzy lata? O czym ty mówisz?! Przez ostatni rok w ogóle cię tu nie było! Byłem sam, rozumiesz?! - wrzasnął.
- No chyba nie do końca "sam". - syknęłam. - Nie było mnie przez rok, bo pracowałam! Tak, pracowałam! Głównie na utrzymanie twojej pierdolonej dupy! Zrobiłam to dla ciebie kretynie! A ty przez ten czas pieprzyłeś jakąś panienkę na boku?! Brzydzę się tobą! Też rozumiesz?!
Nie czekałam na odpowiedź. Po prostu wybiegłam z kuchni i skierowałam się w stronę sypialni. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz i zaczęłam pakować swoje rzeczy do walizki, którą znalazłam pod łóżkiem... Naszym łóżkiem... Kurwa, nienawidzę tego sukinsyna.... Wyjęłam z kieszeni jeansów telefon i zadzwoniłam pod ostatnio zapisany numer:
- Mo?
- Louis, pomóż mi... - pociągnęłam nosem.
- Mo, co się dzieje? - zapytał lekko podenerwowany.
- Błagam, przyjedź po mnie...
- Ale zaraz muszę wyjeżdżać...
- Proszę... - jęknęłam zrezygnowana łapiąc się wolną ręką za czoło. - Louis, nie mam do kogo zwrócić się o pomoc.. Jesteś moją jedyną nadzieją...

***

Usłyszałam za drzwiami głośny huk... Chad uderzył w nie pięścią:
- Meg, otwieraj! Nie pozwolę ci tego skończyć!
Poczułam jeszcze większą wściekłość budującą się w całym moim ciele. Podbiegłam do drzwi i zaczęłam okładać drewnianą powłokę pięściami:
- Idioto! Będziesz miał dziecko, nie dociera to do ciebie?! Co, chcesz zostawić tą laskę z brzuchem?!
- Tak, tego właśnie chcę! - warknął, lecz po chwili jego głos się uspokoił. - Meg, jesteś dla mnie najważniejsza...
Wtedy już nie wytrzymałam. Otworzyłam drzwi i z całej siły przywaliłam mu w lewy policzek:
- Ty kłamliwa, parszywa świnio... - wycedziłam przez zaciśnięte zęby, a gorące łzy mimowolnie moczyły moją opuchniętą twarz. - Skoro jestem dla ciebie 'najważniejsza', to dlaczego mi to wszystko robisz?!
Chad patrzył na mnie z wściekłością, jednocześnie trzymając się za obolały policzek.
- Czy tobie mózg pracuje kurwa jakoś inaczej?! - krzyczałam. - Czy ty masz jakiekolwiek pojęcie o tym, że inni mają uczucia?! - parsknęłam śmiechem. - Wiesz, co ci powiem? Współczuję tej dziewczynie... Nawet nie wie, na jakiego skurwiela trafiła... Wasze dziecko też będzie miało schrzanione życie... Kurwa, zranisz tylu ludzi... Jesteś jednym, wielkim rozczarowaniem. Nikim więcej...
Silne dłonie Chada boleśnie zacisnęły się wokół moich nadgarstków. Chłopak zaczął prowadzić mnie do tyłu, aż przyparłam plecami do chłodnej ściany. Poczułam, że robi się niebezpiecznie...
- Jakim, kurwa, prawem mówisz o mnie takie rzeczy? - wysyczał. - Dałem ci wszystko; dach nad głową, miłość, cały swój wolny czas... A ty tak mi się za to wszystko odpłacasz?
- Puść mnie. - jęknęłam.
- Jesteś suką, wiesz o tym?
Zabolało...
- Zawsze nią byłaś... Naiwną suką... Więc nie będziesz mnie teraz obrażać w moim własnym domu, zrozumiano?! - wymierzył mi siarczysty policzek, przez co moja głowa bezwładnie przekręciła się w prawą stronę.
Mój żałosny szloch zmieszał się z czyimś krzykiem. Ktoś krzyczał moje imię. Nie byłam w stanie zidentyfikować tej osoby, gdyż pulsujący ból wyczuwalny w okolicach kości policzkowej kompletnie mnie ogłuszył... Czułam tylko to cholerne pieczenie i było mi potwornie gorąco przez łzy, które zdążyły już doszczętnie przemoczyć moja twarz... Powoli osunęłam się po ścianie i chwyciłam bolące miejsce... Uderzył mnie...
- Ty skurwysynu, co zrobiłeś?! - znów ten głos.
Jezu, przecież to Louis...
- Co ty tu robisz?! - krzyknął Chad. - Miałeś się nie wpierdalać w moje życie, zapomniałeś już o tym?! Coś czuję, że niedługo świat będzie zmuszony dowiedzieć się o pewnym sekrecie szanownego pana Tomlinsona, jak myślisz? - zaśmiał się złośliwie
- Nie ingeruję teraz w twoje życie, tylko pomagam jej!
- Może nie zauważyłeś, ale ona należy do mnie! - warknął.
- Nie jestem rzeczą i do nikogo nie należę... - wyszeptałam.
Podniosłam głowę i zobaczyłam, że oboje się we mnie wpatrują; Chad z pogardą, Louis z przerażeniem... "Policzek" - pomyślałam. Odruchowo spuściłam głowę, żeby włosy mogły przysłonić moją twarz.
- Mój Boże...
- Nie żałuj jej, nie ma czego. - śmiech Chada rozniósł się echem po całym pokoju.
Jak mogłam kochać takiego okrutnego człowieka?
- Jesteś żałosny. - Louis wyminął go sprawnym ruchem i uklęknął przy mnie.
- Nie dotykaj jej... - Rule warknął ostrzegawczo.
Louis odwrócił głowę w jego stronę i ponownie wstał.
Proszę cię, nie rób niczego głupiego...
- Albo zamkniesz teraz pysk i posłusznie zejdziesz na dół, albo ta rozmowa przeniesie się na całkiem inny poziom... Bez krwi się nie obejdzie. - wzdrygnęłam się na te słowa.
Zauważyłam, że oboje byli tego samego wzrostu, co dawałoby im równe szanse... Nie no, przecież nie będą się bić! White, bierz tą pieprzoną walizkę i spieprzaj stamtąd!
Tylko jak uciec, kiedy leżysz obolała pod ścianą i nie widzisz praktycznie nic prócz łez nachalnie cisnących się do oczu?
- To mój dom. - syknął Chad.
- W tej chwili jakoś nie bardzo mnie to interesuje... - odgryzł się Lou.
Rule popatrzył na mnie po raz ostatni:
- Wiesz co? Weź sobie tą...
- Kurwa, zamknij się już! - wrzasnął Tomlinson.
Chad popatrzył na niego z rozbawieniem po czym dodał:
- Jesteś spłukany, Tomlinson.
... I wyszedł.
Louis przykucnął przy mnie i opiekuńczym gestem pogładził mój siny policzek. Syknęłam cicho.
- Mój Boże... - powtórzył szepcząc. - Chodź, zabiorę cię stąd.
Wstał i wyciągnął otwartą dłoń w moją stronę,a  ja posłusznie ją chwyciłam. Wolną dłonią chwycił moją walizkę i oboje ruszyliśmy na dół.
Kiedy mijaliśmy kuchnię, zobaczyłam Chada nalewającego sobie soku do szklanki. Kurwa, był taki obojętny, że miałam ochotę podejść do niego i dźgnąć go pierwszym lepszym nożem, jaki trafiłby mi do ręki... Przysięgam, zrobiłabym to... Jednak postanowiłam zrobić coś, co zapewne było dla niego jeszcze większą karą, niż śmierć. Stanęłam na korytarzu przed wejściem do kuchni i powiedziałam:
- Do tygodnia wszystkie pieniądze mają wrócić na moje konto... W przeciwnym razie założę ci sprawę w sądzie.

***

- Wszytko okej? - zapytał zanim jeszcze odpalił silnik.
Serio? Właśnie dowiedziałam się, że mój chłopak przez okrągły rok puszczał się z jakąś blondyną, a on pyta, czy wszystko okej?! Popatrzyłam na niego swoimi załzawionymi oczami jak na ostatniego idiotę, co od razu przyjął jako odpowiedź na swoje bezsensowne pytanie.. Oparłam łokieć o drzwi samochodu i zatopiłam palce prawej ręki we włosach. Wlepiłam swój mętny wzrok w krajobraz za szybą i cały czas myślałam o tym, co stało się kilkanaście minut temu. Dlaczego on mi to zrobił? Przecież się starałam! Pracowałam, utrzymywałam go... I co z tego mam? Całe gówno! Boże, co ja mam robić?
- I co zamierzasz teraz zrobić? - czyta mi w myślach, czy jak?
- Nie wiem... - otarłam łzę, która nieproszona wdarła się na mój policzek, po czym splotłam dłonie na udach. - Jestem idiotką...
- Przestań, nie powinnaś tak o sobie mówić. To on jest idiotą. - mocniej zacisnął dłonie na kierownicy.
- Fakt, nie powinnam tak o sobie mówić... Jestem naiwną idiotką, która...
- Mo. - przerwał mi ostrzegawczym tonem.
- Louis. - odważyłam się nieco pewniej na niego spojrzeć.
Chłopak ponownie skupił wzrok na drodze, a ja postanowiłam pójść za jego śladem:
- Masz się gdzie zatrzymać? - naprawdę nie lubię, jak zadaje mi się dużo pytań, a on był w tym mistrzem.
- Podwieź mnie do jakiegoś hotelu... Proszę...
Nie mogłam wrócić do mamy. No bo niby jak miałabym jej teraz spojrzeć w oczy po tym wszystkim? Było mi wstyd zważywszy na to, że mnie ostrzegała...
- Nie ma mowy, nie zostawię cię w hotelu.
- Chcę pobyć sama...
- Nie powinnaś zostawać teraz sama. Nie, żebym ci nie ufał, ale nie znam twoich możliwości.
- Nie planuję się zabić ani okaleczać, jeśli o to ci chodzi. Poza tym w ogóle MNIE nie znasz...
Puścił moją odpowiedź mimo uszu... Huh, kto by się spodziewał:
- Akurat jadę do Londynu, tam jest mój dom. Pojedziesz ze mną i pomieszkasz tam, przynajmniej przez jakiś czas... Jeśli będziesz chciała zostać dłużej, nie ma sprawy... I nie ma żadnych sprzeciwów. - powiedział stanowczo.
- Co?



Rozdział niesprawdzany ;))
 
No... To teraz będę miała porządną zjebę...
Wiem, do 11 czerwca miały pojawić się jeszcze 2 rozdziały... Moja dupa już boli na samą myśl o tym, jakie baty dostanę za to spóźnienie w szkole od Iwonki i Dominiki...
Ughh, ale należy mi się, więc to zniosę XD
A więc, wracając do rozdziału: KONIEC CHADAA ! ROBIMY ŚWIĘTO ! : D
Już teraz mamy tylko Megan i Louisa, a więc myślę, że teraz będę miała z górki i samo się będzie pisało xD (lulz, wiem, znajdą się osoby, które będą musiały mnie gonić do roboty ;D).
Zauważcie, że pan Tomlinson ma jakiś sekrecik do ujawnienia ! O tam, na górze ! Jesteście ciekawi ? : D Ja też jestem ciekawa tego, co obstawiacie, dlatego PISZCIE W KOMENTARZU !
A tak w ogóle... Jak tam u Was koniec roku szkolnego? :) Są świadectwa z paskiem, czy w nauce też jesteście tak leniwi jak ja ? : D
Do zobaczenia pod następnym rozdziałem !
xXx