niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 1.

Pieprzone autobusy... Tak, to jedyne zdanie, które przychodziło mi na myśl tego dnia; pieprzone autobusy. Czy aby zasranym obowiązkiem tych starych oblechów nie jest zabieranie WSZYSTKICH ludzi z przystanku?! "Nie ma już miejsc" - co to w ogóle za tekst?! Zabierasz pasażerów i po sprawie! Cała filozofia! Nic więcej!... Wściekła, jak jeszcze nigdy dotąd, chwyciłam rączkę czarnej walizki w dłoń, poprawiłam przewieszoną przez ramię torbę i ruszyłam wzdłuż drogi prowadzącej do Doncaster, co było totalnie absurdalnym pomysłem. Przede mną była baaardzo długa droga... Kurwa mać...
Kiedy już opuściłam Londyn, znalazłam się na asfaltowej drodze prowadzącej przez sam środek, jakby mogło się wydawać, niekończącego się lasu. Westchnęłam głośno i kompletnie zrezygnowana usiadłam na walizce, którą wcześniej ustawiłam na poboczu. Oparłam brodę na zaciśniętych w pięści dłoniach i uświadomiłam sobie, że ten dzień miał wyglądać całkiem inaczej: miałam wrócić do domu, zrobić wszystkim niespodziankę, odwiedzić mamę, spotkać się z Nim... A tymczasem siedzę w jakimś chrzanionym lesie i nie mam bladego pojęcia, co ze sobą zrobić... Brawo, White, pięknie się wpierdoliłaś.
Zaczęłam rozglądać się dookoła, jakby to miało mi w jakiś tajemniczy sposób pomóc, gdy nagle tuż obok mnie zatrzymał się czarny Mustang. Lakier tego samochodu był tak gładki, taki błyszczący, bez żadnej skazy... Wyglądał, jakby dopiero co wyjechał z salonu! Silnik auta momentalnie ucichł, czym w mgnieniu oka wybudził mnie z zamyślenia. Drzwi od strony kierowcy otworzyły się, a ze środka wyszedł brązowowłosy chłopak... Umm, mężczyzna... A cholera wie! Na jego twarzy widniał kilkudniowy zarost, ale jego oczy ledwo widoczne zza przeciwsłonecznych okularów były takie... Młode? Dodawały mu takiego młodzieńczego uroku, jakby miał w sobie ukryte dziecko... Ubrany był w czarne rurki, a jego biała, nieco luźna koszulka z krótkim rękawem, dzięki swojemu cienkiemu materiałowi ukazywała delikatne zarysy mięśni jego brzucha. Zauważyłam, że jego prawa brew powoli wędruje ku górze, a kącik idealnie wykrojonych ust lekko zadrżały. Chyba chciał mi tym dać do zrozumienia, że... Gapię się. Jak ostatnia kretynka... Mentalnie przywaliłam sobie w twarz i zażenowana spuściłam wzrok na nerwowo splecione palce:
- Czekasz na kogoś? - usłyszałam jego dźwięczny, lekko ochrypły głos.
- Raczej na coś... - bąknęłam nieśmiało.
Zmarszczył brwi.
- Jak mam to rozumieć... Czekasz 'na coś'?
- Ta... Na cud... - podniosłam głowę i złożyłam usta w cienką linię.
Chłopak wbił dłonie w kieszenie spodni i wypchnął biodra nieco do przodu, mówiąc:
- Oto jestem!
- Jak mam to rozumieć? - z delikatnym uśmieszkiem powtórzyłam jego słowa.
- Mam wrażenie, że mnie przedrzeźniasz. - nie ukrywał rozbawienia.
- Przepraszam, ale nadal nie wiem, do czego zmierza ta rozmowa. - powiedziałam zmęczonym głosem.
Ułożył usta w dzióbek po jednej stronie twarzy, po czym spojrzał mi w oczy z jakąś dziwną iskierką w swoich źrenicach i powiedział:
- Więc może zaczniemy jeszcze raz: potrzebujesz podwózki?
- Aż tak to widać? - uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie, po czym 'doprowadziłam się' do pionu.
- Siedzisz na poboczu... Na walizce... Przy drodze... W lesie... Dziwne byłoby, gdybym tego nie zauważył. - jego melodyjny śmiech po raz kolejny dotarł do moich uszu... Hmm, całkiem przyjemny dźwięk.
- W takim razie chętnie przyjmę twoją propozycję...
- ...Louis. - dokończył za mnie.
- Louis. - powtórzyłam, żeby jego imię utrwaliło mi się w pamięci.
Chłopak przejął moją walizkę, aby umieścić ją w bagażniku, w efekcie czego skóra naszych dłoni zetknęła się ze sobą, pozostawiając dziwne uczucie mrowienia. Usadowiłam się wygodnie na przednim siedzeniu pasażera i czekałam, aż mój kierowca do mnie dołączy. W czasie, kiedy on przebywał na zewnątrz, ja oglądałam wnętrze pojazdu; samochód był utrzymany w jasnobeżowym kolorze i wszystko, prócz drewnianych wstawek, było obite skórą... Jeżeli jeszcze kiedyś go spotkam, przysięgam, że ukradnę mu ten wóz...
- A tak w ogóle. - odezwał się, kiedy już znalazł się w środku i uszyliśmy z miejsca. - Dokąd chcesz, żebym cię podrzucił?
- To zależy, gdzie jedziesz. Wysiądę po drodze. - oznajmiłam krótko.
- Jadę do Doncaster... Muszę pozałatwiać tam kilka biznesowych spraw. - zmarszczył brwi, jakby był rozdrażniony poruszonym tematem... Hej, ale ja wcale nie pytałam, po co tam jedzie...
- Bingo. - pokiwałam głową
Nie musiałam być dla niego niemiła i mówić, że jego informacje są dla mnie zbędne. W końcu mnie podwozi. Nie powinnam być wredna...
- Jedziesz do Doncaster? - popatrzył na mnie...zaskoczony?
W odpowiedzi jedynie przytaknęłam.
- Po co?
Nie twój interes.
- Do domu. Dawno tu nie byłam...
- Mieszkasz sama? - widziałam, jak jego brew z zaciekawienia unosi się do góry. Znowu.
- Umm... Nie. Mieszkam z kimś.
- Z 'kimś'... To znaczy?
Co to? Jakieś przesłuchanie?!
- Z moim chłopakiem. - starałam się ukryć nutkę poirytowania w swoim głosie i chyba całkiem nieźle mi to wychodziło,
- Och, nie wiedziałem, że jesteś z związku. - no bo skąd? - W takim razie podwiozę cię pod sam dom... - och.
- Okay, jak chcesz. - dobrze ci idzie, White, udawaj niewzruszoną, tak trzymaj...
Louis popatrzył na mnie rozbawiony i kręcąc głową wydał z siebie krótki, gardłowy śmiech... Kurcze, tego naprawdę przyjemnie się słucha!
- Wiem, że zasypuję cię pytaniami. - coś ty... - Ale mam jeszcze jedno, całkiem ważne.
- Słucham. - odetchnęłam głęboko, po czym odwróciłam głowę w jego stronę.
- Zdradziłabyś mi swoje imię?
Nie.
- Mo.
- Mo? - powtórzył.
- Mo. - potwierdziłam... Coś z nim nie tak?
- Od czego ten skrót?
Jedno pytanie? White, jesteś taka naiwna...
- A kto powiedział, że to skrót?.
- Serio? - zdjął okulary i popatrzył na mnie z taką... Beznadzieją w oczach. - Rodzice nazwali cię Mo?
- Nie...
- Molly? - wyprostował się na fotelu.
- Nie.
- Melanie? - nie odczepi się.
- Megan. - niech już skończy gadać, proszę. Może się śmiać, ale niech już nie papla.
- Piękne imię... - przyciszył i obniżył głos, czym wywołał ciarki w dole mojego kręgosłupa... Idiotko, masz chłopaka! Nie daj się zbajerować!
- Dzięki... Twoje też nie najgorsze.
- Dzięki. - zaśmiał się cicho. Bonus dla mnie!
Zwróciłam głowę w stronę drogi i zaczęłam przyglądać się krajobrazom, które mijaliśmy. Czyli ten pierdolony las... Kiedy i gdzie to się w ogóle kończy?!
- Daleko stąd do Doncaster? - zapytałam.
- Jeszcze jakieś... Dwie godziny.
ILE?!
- Och... W porządku. - jasny gwint!
- Nie bardzo odpowiada ci tak długa podróż w moim towarzystwie, prawda? - uśmiechnął się delikatnie.
- Nie, jest okay. - gówno prawda.
Louis popatrzył na mnie i zmrużył oczy:
- I tak ci nie wierzę.
- To już twoja sprawa. - uśmiechnęłam się triumfalnie.
Cholera...

***

- Dzięki za pomoc. Naprawdę nie wiem, jak mam ci się odwdzięczyć. - powiedziałam, kiedy Louis wręczał mi walizkę do ręki.
Kąciki jego ust uniosły się do góry, a mi pozostało jedynie zgadywać, o czym właśnie pomyślał... Boże...
- Nie masz za co dziękować, sama twoja obecność sprawiła mi wielką przyjemność i była wystarczającym...wynagrodzeniem.
Sięgnęłam ręką do swojej torby i wyjęłam z niej biały portfel z kwiatowym wzorem:
- Masz. - wyciągnęłam pewną kwotę i wręczyłam mu do ręki... A przynajmniej próbowałam.
- Co to jest? - cofnął się jak oparzony.
- Pieniądze? -odpowiedziałam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. - No wiesz... Na paliwo i w ogóle...
- Chcesz mnie obrazić, tak?
- Za mało?
- Przestań! - wyciągnął banknoty z mojej dłoni, po czym zabrał mój portfel i je tam umieścił, a  następnie wrzucił do mojej torby. - Nie wezmę od ciebie żadnych pieniędzy!
- Żartujesz? Podwiozłeś mnie przez taki kawał drogi i teraz...
- Mo. - przerwał mi. - Nie wezmę od ciebie pieniędzy. Już powiedziałem: twoja obecność była dla mnie zapłatą za drogę... Poza tym gdybym jechał sam wcale nie sprawiłoby to, że drogi będzie mniej i tym samym mniej zapłacę za tankowanie, tak?
- Będę miała wyrzuty sumienia, jeżeli ci tego nie wynagrodzę.
- Nie wezmę pieniędzy. - wyrzucił ręce w geście kapitulacji i odszedł w stronę swojego samochodu.
- Więc czym mogę ci się odwdzięczyć? Raczej nie mam do zaoferowania nic oprócz kasy...
I w tym momencie chłopak się zatrzymał. Spojrzał na mnie ponad swoim ramieniem, a na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek, który nie wróżył raczej nic dobrego. Odwrócił się przodem w moją stronę i ponownie staną tuż przede mną:
- W sumie jest coś, co mogłabyś dla mnie zrobić.
- Umm, w porządku... Ale co masz na myśli?
- Zabieram cię jutro na kawę.
Zmarszczyłam brwi.
- Skoro to ja mam zrobić coś dla ciebie, to chyba lepiej będzie, kiedy to ja zabiorę cię na kawę.
Louis spojrzał gdzieś w bok i ułożył usta w cienką linię, po czym ponownie zawiesił wzrok na mnie i wwiercając się w moją czaszkę tymi swoimi turkusowymi tęczówkami, powiedział:
- Zgoda, niech będzie po twojemu. Daj mi na sekundę swój telefon.
- Umm... Okay? - wyjęłam komórkę z kieszeni spodni i wręczyłam mu ją do ręki.
Louis wystukał ciąg jakichś cyfr, a następnie wcisną zieloną słuchawkę. Po jednym sygnale jednak rozłączył się, a numer, który wcześniej wpisał, zapisał swoim imieniem.
- Teraz będziemy w kontakcie. - puścił mi oczko.
Uśmiechnęłam się wielce z siebie zadowolona i wysunęłam rękę w jego stronę:
- W takim razie: do jutra, panie...
- ...Tomlinson. - ucałował zewnętrzną stronę mojej dłoni. - Do zobaczenia wieczorem, panno...
- ...White. - mój głos niebezpiecznie zadrżał pod wpływem dotyku jego warg na mojej skórze.
Chłopak uśmiechnął się pełen pewności i nie spuszczając ze mnie wzroku powrócił do swojego samochodu, a następnie odjechał w tylko sobie znanym kierunku.
Odwróciłam się w stronę drzwi i zaczęłam przeszukiwać torebkę w celu znalezienia kluczy... Niestety, nigdzie ich nie było:
- Cholera. - szepnęłam.
No cóż, pozostało mi tylko jedno. Nacisnęłam dzwonek do drzwi i już po chwili usłyszalam kroki i dźwięk przekręcanego klucza. Nagle moim oczom ukazał się On... Mój kochany Chad... Wciąż ten sam... Wciąż mój...
- Meg?! - wrzasnął zszokowany.
- Chad! - krzyknęłam entuzjastycznie, gotowa w każdej chwili wskoczyć mu na ręce i już nigdy nie zeskoczyć.
Kiedy tylko rozpostarłam ramiona, żeby przytulić mojego chłopaka po roku nieobecności, on zatrzasnął mi drzwi przed nosem... Co?! Co to miało być?! O co tu do jasnej cholery chodzi?!



Cześć !
Pierwszą część mamy już za sobą ! :)
Tak jak napisałam w 'notce organizacyjnej', rozdziały powinny pojawiać się co weekend... Bądź po dwa tygodniowo, wszystko zależało będzie od waszego nastawienia ;)
Prosiłabym o mnóstwo komentarzy!
(nie tylko pozytywnych! Jeżeli macie jakieś zastrzeżenia,  uwagi, bądź coś po prostu Wam się tu nie podoba, napiszcie. Cenie sobie konstruktywną krytykę [nie hejty!]).
Pamiętajcie !
CZYTACIE = KOMENTUJCIE!

MAM DO WAS OGROMNĄ PROŚBĘ!:
Jeżeli wchodzicie na 'Hiding' i zaintrygowało Was to opowiadanie to chciałabym poprosić, abyście rozpowszechniali je na różne, możliwe sposoby :) Blog ten istnieje dopiero od niedawna, ale prolog mamy już za sobą, pierwszy rozdział też, a komentarze były tylko dwa.
Luv Ya All ! xx

sobota, 16 listopada 2013

Prolog.

- To koniec... - powiedziałam niemal bezgłośnie.
- Mo, no co ty... - próbował chwycić mnie za dłoń, ale szybko odsunęłam się od niego.
- Nie. Dotykaj. Mnie. - wycedziłam przez zęby i nagle poczułam gorące łzy na swoich policzkach.
- Ej, mała... Nie wygłupiaj się... Chcesz teraz to wszystko zakończyć? Tak po prostu?
- Ty to skończyłeś. To twoja wina... Boże, jaka ja byłam głupia...
- Daj spokój. - przechylił głowę na bok.
- Trzy lata... Zmarnowałeś mi trzy lata życia... A przecież się starałam! Nie mogłeś mi zwyczajnie powiedzieć, że ci nie wystarczam?!
- Jakie trzy lata? O czym ty mówisz?! Przez ostatni rok w ogóle cię tu nie było! Byłem sam, rozumiesz?!
- Nie było mnie przez rok, bo pracowałam! Tak, pracowałam! Głównie na utrzymanie twojej pierdolonej dupy! Zrobiłam to dla ciebie kretynie! A ty przez ten czas pieprzyłeś jakąś panienkę na boku! Brzydzę się tobą! Też rozumiesz?!
Nie czekałam na odpowiedź. Po prostu wybiegłam z salonu i skierowałam się w stronę sypialni. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz i zaczęłam pakować swoje rzeczy do walizki, którą znalazłam pod łóżkiem... Naszym łóżkiem... Kurwa, nienawidzę tego sukinsyna.... Wyjęłam z kieszeni jeansów telefon i zaczęłam szukać ostatnio zapisanego numeru.

[...]

- Wszytko okej? - zapytał zanim jeszcze odpalił silnik.
Serio? Właśnie dowiedziałam się, że mój chłopak przez okrągły rok puszczał się z jakąś blondyną, a on pyta, czy wszystko okej?! Popatrzyłam na niego swoimi załzawionymi oczami jak na ostatniego idiotę, co od razu przyjął jako odpowiedź na swoje bezsensowne pytanie.. Oparłam łokieć o drzwi samochodu i zatopiłam palce prawej ręki we włosach. Wlepiłam swój mętny wzrok w krajobraz za szybą i cały czas myślałam o tym, co stało się kilkanaście minut temu. Dlaczego on mi to zrobił? Przecież się starałam! Pracowałam, utrzymywałam go... I co z tego mam? Całe gówno! Boże, co ja mam robić?
- I co zamierzasz teraz zrobić? - czyta mi w myślach, czy jak?
- Nie wiem... - otarłam łzę, która nieproszona wdarła się na mój policzek, po czym splotłam dłonie na udach. - Jestem idiotką...
- Przestań, nie powinnaś tak o sobie mówić. To on jest idiotą. - mocniej zacisnął dłonie na kierownicy.
- Fakt, nie powinnam tak o sobie mówić... Jestem naiwną idiotką, która...
- Mo. - przerwał mi ostrzegawczym tonem.
- Louis. - odważyłam się nieco pewniej na niego spojrzeć.
Chłopak ponownie skupił wzrok na drodze, a ja postanowiłam pójść za jego śladem:
- Masz się gdzie zatrzymać? - naprawdę nie lubię, jak zadaje mi się dużo pytań, a on był w tym mistrzem.
- Podwieź mnie do jakiegoś hotelu... Proszę...
- Nie ma mowy, nie zostawię cię w hotelu.
- Chcę pobyć sama...
- Nie powinnaś zostawać teraz sama. Nie, żebym ci nie ufał, ale nie znam twoich możliwości.
- Nie planuję się zabić ani okaleczać, jeśli o to ci chodzi. Poza tym w ogóle MNIE nie znasz...
Puścił moją odpowiedź mimo uszu... Huh, kto by się spodziewał:
- Akurat jadę do Londynu, tam jest mój dom. Pojedziesz ze mną i pomieszkasz tam, przynajmniej przez jakiś czas... Jeśli będziesz chciała zostać dłużej, nie ma sprawy... I nie ma żadnych sprzeciwów. - powiedział stanowczo.
- Co?

poniedziałek, 11 listopada 2013

Serdecznie witam Wszystkich na 'Hiding' ! :)

Jest to fanfiction (jak zapewne sami się domyślacie) poświęcone jednemu z członków zespołu One Direction, Louisowi Tomlinsonowi. Zaczęłam je pisać dzięki mojej koleżance, która czytając moje imaginy [zapraszam TUTAJ] poprosiła, abym stworzyła dla niej opowiadanie o naszym kochanym Tommo. Z miłą chęcią przyjęłam jej prośbę i zaczęłam pisać. W zeszycie mam już gotowy prolog, który swoją drogą powinien pojawić się jeszcze w tym tygodniu, i JAK NA RAZIE tylko kilka rozdziałów. Postaram się dodawać je regularnie co weekend... Bądź nawet po dwa tygodniowo, wszystko będzie zależało od Was ;). Data zwiastuna, który zgodziła się stworzyć dla mnie @Real_Paradiise , jest nieokreślona. Prawdopodobnie w ten weekend zacznie on być dopiero realizowany, nie wiem jeszcze, jak z publikacją.
Co do komentarzy... Huh, z tym jest zawsze najgorzej :D. Tego 'wstępu' nie musicie komentować, bo w końcu to tylko część informacyjna.. Ale w sumie miło byłoby zobaczyć, że ktoś już tu zagląda ;)
W razie jakichkolwiek pytań, proszę kontaktować się ze mną poprzez Twittera :) [zapraszam TUTAJ]
I Hope U Like It ! ♥