sobota, 31 maja 2014

Rozdział 8.

Do umówionego spotkania zostało jedynie pół godziny. Marge stała jeszcze w kuchni i pilnowała, by potrawa była dobrze doprawiona, a mnie odesłała do szafy, żebym przygotowała się na wizytę Louisa. Nie ukrywałam zdenerwowana, ponieważ decyzja o zaproszeniu go do mojego domu była dość spontaniczna. Nie miałam bladego pojęcia, co założyć na taką okazję... A raczej jej brak. To było zwykłe, koleżeńskie spotkanie. Specjalnie nazwałam je 'koleżeńskim', bo tak naprawdę nie liczyłam na nic więcej. Mam chłopaka, przypominam... Louis jest tylko kolegą, który jest naprawdę, naprawdę... Naprawdę pociągający. Pomimo uroku osobistego, ani razu nie zdarzyło mi się pomyśleć o nim w sposób inny, niż 'znajomy'... Kurna, czy kobiecie nie może podobać się jakiś mężczyzna, pomimo tego, że już ma chłopaka? Och, dajcież spokój... Każda z nas ma coś takiego!
Kiedy zeszłam na dół, Marge nakładała danie na talerze. Zapach był obłędny, przysięgam... Zapytałam, czy nie potrzebuje pomocy, ale ona zapewniła, że wszystko ma pod kontrolą. Odniosłam wrażenie, że także jest lekko poddenerwowana. Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Popatrzyłam na zegar ścienny wiszący w kuchni i uśmiechnęłam się pod nosem. Jak zawsze, punktualny. Odgarnęłam włosy z czoła i pewnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi. Kiedy jednak pociągnęłam za klamkę i zobaczyłam uśmiechniętego Louisa trzymającego w dłoni dwie róże, moja pewność siebie gdzieś odfrunęła. Dzięki, kurwa, wielkie ..
- Dobry wieczór. - jego, głęboki jak nigdy, głos wywołał falę dreszczy przebiegającą przez mój kręgosłup.
Dlaczego dzieje się tak za każdym razem, kiedy tylko otworzy usta? To nienormalne!
- Cześć. - odpowiedziałam nieśmiało i zarumieniłam się lekko spoglądając na róże, które trzymał.
- To dla ciebie i twojej siostry.. - wręczył mi do ręki kwiaty o krwistoczerwonym kolorze. - W ramach podziękowania za zaproszenie. - dodał formalnym tonem.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się z wdzięcznością. - Wejdź.
Pobiegłam do kuchni, żeby wstawić róże do wazonu, po czym szybko wróciłam na korytarz, gdzie czekał Louis.
- Chodź, jemy w salonie. - zawołałam wesoło, po czym chwyciłam go za dłoń i pociągnęłam w stronę pokoju.
Skóra jego ręki miała naprawdę przyjemną fakturę; była nieco szorstka, ale jednocześnie tak miękka i delikatna... Sama nie wiem, jak to możliwe, ale tak było.
- Louis, to jest właśnie moja siostra. - gestem ręki wskazałam na układającą ostatnie sztućce na stole Marge.
- Och, Louis! - uśmiechnęła się wesoło i podeszła do nas. - Jestem Marge. - uścisnęła jego dłoń. - Cieszę się, że mogę cię poznać, Mo opowiedziała mi o tobie co nieco. - puściła mi oczko.
O kurna...
- Mi również miło cię poznać, Marge. - uśmiechnął się uroczo. - Ja niestety nie miałem jeszcze przyjemności usłyszeć czegokolwiek na twój temat i mam nadzieję, że nadrobimy to na dzisiejszej kolacji. - zalotnie uniósł prawą brew.
- A więc co... - zabrałam głos. - Zapraszamy do stołu!

***

- Nie wiem, która z was była 'głównym kucharzem'... - zaczął. - ...dlatego nie wiem też, komu powinienem pogratulować. - przetarł usta czerwoną serwetką.
- Teoretycznie gotowałyśmy obie... - wzruszyłam ramionami.
- ... Ale przepis należy do Megan. Ja tylko wykonywałam jej polecenia. - wtrąciła Marge, uśmiechając się przy tym szeroko.
Louis uśmiechnął się delikatnie i przeniósł na mnie wzrok:
- W takim razie muszę przyznać, że świetnie gotujesz, Megan. - moje imię dobrze brzmiało w jego ustach... Zdecydowanie.
Nieśmiało spuściłam głowę starając się ukryć delikatny (albo nie) rumieniec, który wpłynął na moje policzki:
- Dziękuję. - odpowiedziałam cicho.
Jasna dupa, przecież ja się tak nie zachowuję! Ogarnij się, White...
- To co? - wtrąciła Marge. - Ja pójdę posprzątać, a wy sobie pogadajcie. - puściła oczko w naszą stronę, po czym zebrała wszystkie talerze i udała się z nimi do kuchni.
Byłam jej bardzo wdzięczna za cały - spędzony w miłym towarzystwie - wieczór. Naprawdę, należały jej się ogromne podziękowania:
- Więc... - i znowu to Louis zabrał głos jako pierwszy. - Chciałaś pogadać, prawda? - chwycił kieliszek z winem i zakołysał płynem znajdującym się w środku.
- Tak. - przyznałam. - I chyba nawet domyślasz się o czym. - niepewnie przygryzłam dolną wargę.
Louis popatrzył na mnie przenikliwie, po czym westchnąwszy cicho, zapytał:
- A więc co dokładnie chcesz wiedzieć?
Przez chwilę milczałam, żeby ułożyć w głowie pytanie, na które odpowiedź chciałam usłyszeć najbardziej:
- Odniosłam wrażenie, że nie przepadasz za Chadem...
- Nie przepadam? - prychnął. - Powiedzieć, że za nim 'nie przepadam' byłoby najzwyklejszym w świecie niedomówieniem... - przyłożył kieliszek do ust.
- Daj mi dokończyć. - poprosiłam, na co Louis skinął głową. - ... Co jest przyczyną tej całej twojej nienawiści do mojego chłopaka?
Tomlinson poprawił się na krześle, czując wyraźny dyskomfort:
- Mam swoje powody. - odparł stanowczo.
- A ja chciałabym je poznać. - zauważyłam.
Louis nerwowym gestem przeczesał dłonią włosy... O Matko...
- Myślę, że to z nim powinnaś przeprowadzać rozmowy tego typu.
- A ja myślę, że on nie chce odpowiadać na moje pytania tego typu. W ogóle ze mną nie rozmawia... - spuściłam wzrok.
- To dlaczego z nim jesteś? - zmarszczył brwi.
Dlaczego, do jasnej cholery, wszyscy pytacie mnie o to samo?! Bo mam taki, kurwa, kaprys! Boże, muszę oduczyć się przeklinać...
- A dlaczego by nie? - podparłam brodę dłonią.
- A dlatego, że... - przerwał nagle. - Ughh... Chad nie jest tym, za kogo się podaje, okej? Jest najzwyklejszym w świecie kłamcą. Tyle mam ci do powiedzenia w tej sprawie.
Zamrugałam kilkakrotnie.
- Co masz na myśli?
Louis rozejrzał się na boki, a jego twarz ukazywała wyraźne niezadowolenie sytuacją, w jakiej się znalazł:
- Słuchaj, nie mogę ci tego powiedzieć. Chciałbym, ale nie mogę...
- Lou, błagam... - mój głos zadrżał niebezpiecznie. - Być może od twoich informacji będzie zależało moje dalsze życie... Proszę, ja muszę poznać prawdę...
Chłopak zacisnął usta w wąską linię:
- Jakie masz powody do tego, by go nienawidzić? - powtórzyłam.
Louis spuścił głowę. Widziałam, jak wiele go to kosztuje, a jednak chciałam wyciągnąć z niego prawdę w każdy możliwy dla człowieka sposób... Usta chłopaka rozwarły się delikatnie i już po chwili usłyszałam to jedno zdanie, które przesądziło o tym, jak potoczą się dalsze losy mojego związku:
- Chad jest hazardzistą, Mo.
 Spojrzałam na niego w taki sposób, że mógł odnieść wrażenie, iż nie zrozumiałam tego co przed chwilą do mnie powiedział:
- Tak, Chad Rule jest hazardzistą. - powtórzył patrząc mi głęboko w oczy, w których już pojawiły się pierwsze oznaki tego, że za moment mogę rozpłakać się jak dziecko. - Zaczęło się od tego, że był mi winien pieniądze... Wiadome było, że w końcu przyjdzie dzień, kiedy będzie musiał spłacić zaległą kwotę... Dał mi jasno do zrozumienia, że ma całą forsę przy sobie, ale nie odda jej po dobroci. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że jest tym, kim jest... Myślałem, że on tylko... A z resztą nie ważne, przejdźmy do sedna. Zaproponował , żebyśmy udali się do kasyna i zagrali w karty. Warunki były proste: jeżeli ja wygram, Chad oddaje mi całą kwotę i zapominamy o sprawie, ale jeżeli on wygra; wszystko zostaje u niego, a ja jestem z finansami w plecy... - nerwowo potarł kark dłonią. - No, niestety nie jestem najlepszy w te klocki... Ale też nie mogłem dać mu satysfakcji z wygranej... Kantowałem. Kantowałem i wygrałem... Chad nie mógł w to uwierzyć. Cały czas był przekonany o tym, że jest niepokonany. - parsknął śmiechem, lecz po chwili spoważniał przypominając sobie, że wciąż siedzę obok niego. - Boże, jeszcze nigdy nie widziałem furii tak wielkiej, jak wtedy w tym chrzanionym kasynie... Zaczął się odgrażać, że mnie zniszczy, że załatwi moją firmę, groził nawet rodzinie... I właśnie przez to ostatnie nienawidzę go najbardziej... Nikt nie będzie groził mojej rodzinie, rozumiesz? Nikt... Zaświadczyłem mu, że jeżeli zostawi moją matkę i siostry w spokoju, nie zobaczy mnie już nigdy więcej... Niestety, los najwyraźniej nie jest po mojej stronie... Musiałem spotkać go w debilnym supermarkecie...
- Ile? - przerwałam mu cicho.
- Co ile? - zapytał skonsternowany.
- Ile był ci winien... - z trudem przełknęłam ślinę.
- To nieistotne...
- Ile? - nie lubię się powtarzać.
Louis ponownie spuścił wzrok na swoje nerwowo splecione palce:
- Jakieś piętnaście tysięcy.

***

Siedziałam w kuchni przy blacie i popijałam gorącą herbatę, wlepiając swój wzrok w ulicę za oknem. Nie potrafiłam płakać, już nie. Przepłakałam przez tego skurwiela cały wczorajszy wieczór i noc... Nawet nie pożegnałam się z Louisem. Kiedy tylko skończył opowiadać, z moich oczu niekontrolowanie zaczęły wydobywać się słone łzy... Przeprosiłam go na moment, który niestety przedłużył się o dwie godziny. Do łazienki weszła Marge i powiedziała, że Louis wyszedł już dawno... Nie miałam do niego pretensji, bo mogłam mieć je tylko do siebie... Siostra próbowała wyciągnąć ode mnie, co takiego powiedział Tomlinson, ale ja tylko płakałam i krzyczałam, że to koniec, i żeby mnie zostawiła w świętym spokoju... Przez to też lekko się poprztykałyśmy, a już nad ranem Marge wyjechała do 'siebie'... Boże, nienawidziłam Chada w tamtym momencie... Nienawidziłem jego i wszystkiego, co było z nim związane...
 Kiedy tak siedziałam i myślałam o tym, jak wielu problemów przyczyną był mój chłopak, usłyszałam pukanie do drzwi. Zmarszczyłam brwi i wolnym krokiem podeszłam do nich... Komu zbiera się na odwiedziny o tak wczesnej porze? Gdy tylko przekręciłam kluczyk w zamku i pchnęłam drewnianą powłokę, moim oczom ukazała się niewysoka blondynka z mocnym makijażem, szczelnie opatulona kurtką z futrzanym kapturem:
- Cześć. - uśmiechnęła się promiennie. - Mogę wejść? Jest naprawdę chłodno...
- Umm... - skrzywiłam się.
No kurna, to obca osoba!
- Proszę, musimy porozmawiać... - popatrzyła na mnie błagalnie.
Porozmawiać? Nawet nie wiem, kto to jest!
- W porządku... - sama poczułam, że zrobiło się zimno. Witaj, brytyjska pogodo... - Wchodź.
Dziewczyna uśmiechnęła się wdzięcznie i pospiesznie przekroczyła próg mojego domu.
- Znamy się? - zapytałam podejrzliwie.
- Och, nie... - zachichotała zdejmując kurtkę i idąc w stronę kuchni.
Odniosłam wrażenie, że kobieta nie za bardzo zdawała sobie sprawę z tego, iż nie była w swoim mieszkaniu.
- Chad mi o tobie opowiadał. - dodała, siadając na jednym ze stołków.
- Chad?! - prawie krzyknęłam.
- Tak, Chad... - uśmiechnęła się marszcząc brwi (co spowodowane było moją reakcją..).
Dlaczego ona cały czas się, kurwa, śmieje? Sytuacja jest dziwna...
- A mogłabym wiedzieć, kim jesteś? - zapytałam.
- Za chwilkę przejdę do rzeczy, ale najpierw... Mogłabym prosić cię o kubek ciepłej herbaty? Szłam pieszo, a mieszkam trzy kilometry stąd...
Nie! Pojebało cię? Nie znamy się!
- Myślę, że lepiej będzie, jeżeli najpierw dowiem się, kim jesteś. - zaplotłam ręce na piersiach.
- Och... - jej entuzjazm jakby... przygasł? - Już rozumiem, dlaczego Chad nie chciał, żebyś nas wtedy zobaczyła... - wymamrotała.
- Przepraszam? - uniosłam brwi w geście niedowierzania.
- Mo, wyluzuj... Już mówię.
Skąd ona zna moje imię?!
Włączyłam elektryczny czajnik i usadowiłam się na przeciw dziewczyny. Była naprawdę ładna, co tylko zaostrzyło mój niepokój spowodowany obecnością tej drobnej osóbki:
- Jestem Jasmine, dziewczyna Chada... A ty jesteś jego kuzynką, prawda?



Witam wszystkich ÓSMYM ROZDZIAŁEM!
Mam nadzieję, że wytrzymaliście moje opierdalanie się i dacie mi kolejną szansę ; )
... tylko pytanie, czy ja sama sobie ją dam?
Ehh, no właśnie, ja w tej sprawie: uważam, że źle zabrałam się za tą historię... Nie przygotowałam się, w efekcie czego dodaje jakiegoś króciutkiego gniota raz na miesiąc, czy na dwa... Już kilkukrotnie rozważałam zawieszenie bloga.. No wiecie; to byłby taki czas, w którym mogłabym poukładać sobie wszystko w głowie, jakoś logicznie to rozplanować... Później byłyby dwa warianty: albo wszytko byłoby ok i wróciłabym z najnowszymi rozdziałami, albo będzie ze mnie dupa i stracę miłość do Hiding... a nie chcę, żeby to kończyło się w ten sposób...
Mam już w głowie kilka nowych projektów, które chcę zrealizować jako blogerka i już nawet jeden z nich jest w trakcie tworzenia.. Ale muszę zająć się Hiding! co jest ze mną nie tak? Powiedzcie mi ....
 Muszę jakoś wynagrodzić wam stracony czas i to, że oddaję wam tak KRÓTKI i DUPNY rozdział, dlatego postaram się do 11 czerwca dodać jeszcze 2 rozdziały (11 czerwca wyjeżdżam na trochę, więc rozumiecie ;]) NIE GWARANTUJĘ! aczkolwiek jeżeli tego nie zrobię, to ktoś z was (czytelników) ma do mnie przyjść i kopnąć mnie w dupę tak, że już nigdy nie będę się opieprzać.. ZROZUMIANO ? : D
Czekam na opinie pod rozdziałem ! xx