niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 5.

Od naszej kłótni minął tydzień. Dokładnie tydzień. Niespodzianka, o której mówił Chad była tylko jednorazową wymówką, gdyż do dziś się jej nie doczekałam. Cała sprawa ucichła, a ja postanowiłam już więcej nie poruszać tematu. Należę raczej do dziewczyn, które starają się żyć teraźniejszością... Przynajmniej w większości, bo są też takie momenty, w których przeszłość jest dla mnie jedynym punktem refleksji. Tak było też dzisiaj...
Kiedy w końcu uchyliłam swoje ciężkie jak kamień powieki stwierdziłam, że już najwyższa pora wygramolić się z białej i miękkiej, a zarazem ciepłej pościeli. Powoli zwlokłam z łóżka swoje na wpół żywe ciało i zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu koszulki... Jakiejkolwiek. Zauważyłam szary t-shirt leżący na szafce nocnej tuż obok Chada, dlatego szybko przeczołgałam się po jego plecach, aby dosięgnąć materiału. Usłyszałam niezadowolone mruknięcie Rule'a. Podniósł głowę, która wcześniej spoczywała wciśnięta w poduszkę i spojrzał na mnie ponad swoim ramieniem:
- Cześć, Meg. - usłyszałam jego zaspany, zachrypnięty głos. - Mogę wiedzieć, co robisz? - zmarszczył brwi.
- Dzień dobry. - uśmiechnęłam się delikatnie i ucałowałam jego szorstki policzek. - Chcę się ubrać.
Zauważyłam, jak usta Chada układają się w figlarny uśmieszek. Powoli osunęłam się z jego pleców i wróciłam do poprzedniej pozycji, podpierając głowę na lewej dłoni. Zielonooki podniósł się na łokciach i szybkim ruchem umieścił ręce po obu stronach mojego ciała, dzięki czemu mógł swobodnie wpatrywać się w moje rozanielone tęczówki:
- Chyba jednak wolę, kiedy nie masz na sobie nic. - z zadowoleniem zmierzył moje odkryte do pasa ciało wzrokiem, a ja od razu skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Zboczeniec! - krzyknęłam ze śmiechem.
Rule ukazał szereg swoich śnieżnobiałych zębów, po czym potarł nosem o jeden z moich policzków:
- Kocham cię... - powiedziałam ujmując jego pokrytą kilkudniowym zarostem twarz w dłonie i spoglądając mu głęboko w oczy.
- Ja ciebie też, Meg.
Powoli przywarł swoimi spierzchniętymi wargami do moich własnych i nasze usta zaczęły jak najdelikatniej masować się nawzajem. Przerzuciłam ręce przez jego kark, aby przyciągnąć jego głowę nieco bliżej mojej własnej. Wplotłam swoje drobne palce w jego włosy i lekko za nie pociągnęłam, co spotkało się z cichym mruknięciem Rule'a. Ponownie położyłam dłonie na jego policzkach i odsunęłam go od siebie. Popatrzyłam na jego uśmiechniętą twarz i wtedy poczułam, że właśnie trzymam w rękach całe swoje życie.. Był cały mój... Tylko mój...
- Mógłbyś mi łaskawie to podać? - skinieniem głowy wskazałam na materiał leżący na szafce.
Chad popatrzył w tamtym kierunku:
- Przecież to moja koszulka... - zmarszczył brwi i ponownie spojrzał na mnie.
- No wiem. - wzruszyłam ramionami.
- ... A gdzie jest twoja? - wręczył mi szary materiał.
- To chyba ja powinnam zapytać o to ciebie. - wyślizgnęłam się spod niego i stanęłam na równe nogi puszczając mu oczko.
Chad podparł się na łokciu i pokręcił głową z rozbawieniem.
Podeszłam do komody, z której wyciągnęłam parę czarnych, koronkowych majtek i pospiesznie je włożyłam. Kątem oka zauważyłam, jak Rule prowokująco przygryza dolną wargę... Cholera, nienawidzę, kiedy mężczyźni to robią! To naprawdę rozpraszające! Bez słowa przekroczyłam próg sypialni i zbiegając po schodkach dostałam się do kuchni. Wyjęłam ze zmywarki miskę i postawiłam ją na wysepce kuchennej. Wsypałam do niej kukurydziane płatki i zalałam to zimnym mlekiem, a następnie udałam się ze swoim śniadaniem na górę, do Chada:
- Co mi przyniosłaś? - wyszczerzył się podnosząc głowę z poduszki.
- Tobie? Nic. Na dole są jeszcze miski, jest mleko, są płatki... Proszę sobie zejść i zrobić. - odgarnęłam kołdrę na bok i poprawiłam poduszkę tak, aby móc się na niej wygodnie oprzeć.
- Teraz mi się nie chce. - jego twarz z powrotem utkwiła w pościeli.
Zachichotałam cicho i nabrałam odrobinę jedzenia na łyżkę:
- Wczoraj dzwoniła Amy i poprosiła, żebym wpadła... Może wybrałbyś się ze mną? - porcja płatków wylądowała w moich ustach.
Chad wybełkotał coś niezrozumiałego, dlatego poprosiłam go, żeby powtórzył:
- Nie chcę tam jechać. - podparł brodę dłońmi zwiniętymi w pięści. - Twoja mama mnie nie lubi.
- Ty też jej nie lubisz. - zmarszczyłam brwi.
- Dlatego właśnie nie rozumiem, czemu chcesz, żebym jechał z tobą.
- Jesteś moim chłopakiem, Chad.
Rule zmrużył oczy i powiedział:
- W porządku. Jeżeli chcesz, żebyśmy znowu zaczęli się tam wszyscy kłócić, to proszę bardzo. Pojadę.
Westchnęłam i zrezygnowana pokręciłam głową:
- Nie mógłbyś chociaż raz ustąpić?
Nie doczekałam się odpowiedzi. Z moich ust wydobyło się ponowne westchnienie:
- Idę wziąć prysznic... Masz, dokończ moje płatki. - podałam mu miskę.
- Dzięki...-wziął naczynie do ręki. - Jesteś na mnie zła?
- Nie, nie jestem. Po prostu... Jeżeli naprawdę nie chcesz, to pojadę sama.
Chad uśmiechnął się delikatnie i powiedział:
- Jesteś najlepsza, Meg.

***

Spóźniona, no oczywiście. Umówiłam się z mamą na 15:00, a było już trzydzieści minut po! Zaparkowałam na jej podjeździe, gdzie stały już dwa samochody... Huh, czyli Marge i Monica już są... Super. Po prostu zajebiście. Wybiegłam z samochodu i niemalże natychmiast zabrzęczał mój telefon. Bez zbędnych ogródek weszłam do mieszkania mojej mamy i kierując się w stronę salonu, zaczęłam szukać komórki w torbie. Dlaczego ja nigdy nie mogę nic w niej znaleźć?! Kiedy już byłam bardzo blisko salonu poczułam, że w kogoś uderzyłam. Szybko podniosłam głowę i zauważyłam...:
- Meg, jak łazisz! - krzyknął Jake i dopiero wtedy dostrzegłam, że rozlał niesiony wcześniej w ręce napój.
- Cześć, bracie, mi też miło cię widzieć. - westchnęłam. - Przepraszam za to.
- Luz... - wyminął mnie i ruszył w stronę kuchni.
Dopiero, kiedy zniknął z mojego pola widzenia zauważyłam, że cała rodzina siedzi już przy stole:
- Megan! -moja mama zawołała radośnie.
- Dzień dobry wszystkim. - wygięłam usta w lekkim uśmiechu i mój wzrok od razu powędrował w stronę Monicii.
- Siostrzyczka jak zwykle punktualna. - mało dyskretnie szepnęła do swojego męża... Myślała, że tego nie słychać, czy jak? - Mo, jak miło znów cię widzieć! - podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno.
- Ciebie i twój niezwykle szczery uśmiech także... - zacisnęłam usta w wąską linię.
- Witaj, Megan. - zza pleców mojej siostry wychylił się Roger, jej mąż. - Pamiętasz mnie jeszcze? - rozbawiony uniósł brew.
- Roger! - zawołałam z entuzjazmem. - Oczywiście, że pamiętam. Jak mogłabym zapomnieć? Co u ciebie słychać?
- Ehh, szkoda gadać... Mamy małe problemy w hurtowni, musiałem zwolnić sporą część pracowników. Teraz oczywiście żałuję tej decyzji, bo ci ludzie byli mi naprawdę potrzebni. Nie mogę znaleźć nikogo na ich miejsca.
- Cholera, to naprawdę kiepsko...
Wtem usłyszałam pisk jakiejś dziewczynki i nagle do salonu wpadło dwoje roześmianych dzieci Monicii:
- Ciociu ! - krzyknął najstarszy, siedmioletni Steve. - Babcia mówiła, że byłaś za granicą! Co nam kupiłaś?
- Ojej... - zaczęłam wodzić zmieszanym wzrokiem po, wyczekujących mojej odpowiedzi, dziecięcych twarzach.
Skąd miałam wiedzieć, że Monica przywiezie ze sobą te chciwe, niewdzięczne flądry?! Naprawdę, nie lubię wszystkiego, co jest z nią związane... No, może z wyjątkiem Rogera. Nadal nie rozumiem, dlaczego z nią jest. To takie dziwne...
- Megan. - siostrzyczka zgromiła mnie wzrokiem.
Zaczynałam nienawidzić swojego własnego imienia.
- Ughh... -westchnęłam ciężko, po czym wyjęłam z torby portfel i wręczyłam każdemu dziecku po 20 funtów.
Zbankrutuję...
- Co się mówi? - ich ojciec skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
Christal i Steve byli już jednak w swoim świecie i jak postrzelone, latały po całym pokoju...
- Nie zapominaj... - wtrąciła Monica. - ...że mam trójkę dzieci. Chyba nie chcesz, żeby jedno czuło się niezauważone?
Nerwowo zmarszczyłam czoło. Jeszcze chwila i jej wpierdolę. Słowo.
- O ile mi wiadomo, Ed ma niespełna dwa lata... Raczej nie porusza go kwestia niezauważenia, jak to ujęłaś.
- Dziewczyny, nie kłóćcie się. - moja mama postanowiła nieco rozluźnić atmosferę. Niestety, z marnym skutkiem.
Monica popatrzyła na mnie wyczekująco i uniosła brew:
- Jesteś jego chrzestną... Naprawdę szkoda ci jednego świstka papieru?
Tak, kurwa, szkoda mi. Szkoda, jak cholera... Dla twojej informacji, droga siostro, ten świstek papieru wart jest całe 20 funtów! Mocno zacisnęłam szczękę. Uspokój się, to potrwa tylko kilka godzin... A przynajmniej mam taką nadzieję:
- Gdzie on jest? - przechyliłam głowę i wyjęłam z portfela kolejny 'świstek papieru'.
- Aktualnie zasnął. - odpowiedziała. - Ale nie martw się, przechowam to dla niego. - wyjęła banknot z mojej ręki i wróciła do stołu.
Momentalnie poczułam, jak krew w moich żyłach zawrzała. Moja mama delikatnie potarła moje ramię i obie dołączyłyśmy do reszty zebranych:
- Cześć, Marge. - ucałowałam policzek mojej starszej siostry.
- Hej młoda. - uśmiechnęła się promiennie. - Kolejny zgrzyt? - przyciszyła głos.
- Jakbyś czytała w moich myślach... - odpowiedziałam równie cicho, po czym poprawiłam się na krześle.
- Ile od ciebie wyciągnęła? - zaśmiała się.
- Po 20 na głowę... A od ciebie?
- 50 do podziału dla wszystkich...
- Cholera, mogłam pomyśleć o czymś takim. - zagryzłam dolną wargę.
- Meg. - usłyszałam głos Rogera. - Może opowiesz o wyjeździe do Stanów? Jak było?
- Oh... Było naprawdę fajnie. Poznałam kilku ciekawych ludzi, zarobiłam co nieco, zwiedziłam Nowy Jork... Tak, warto było pojechać. Naprawdę.
- Nonsens... - wtrąciła Monica, grzebiąc widelcem w swoim talerzu.
- Dlaczego? - uniosłam brew.
- Przecież to głupota. Rzuciłaś studia tylko po to, żeby szlajać się po świecie...
- Rzuciłam studia, żeby zarobić. - zmrużyłam oczy.
- Równie dobrze mogłaś znaleźć jakąś dorywczą pracę. Gdzieś na miejscu, blisko uczelni. W Londynie mogłabyś spokojnie znaleźć sobie zajęcie, no ale po co...
- Posłuchaj, to ja decyduję o swojej przyszłości.
- Pff, o jakiej przyszłości? Poprzez rzucenie studiów tylko ją zaprzepaściłaś.
- Wyszłam na swoje. To mi wystarcza... A ty co osiągnęłaś po zakończeniu nauki? Och, przypomnę ci. Jesteś na utrzymaniu Rogera...
Zapadłą chwila ciszy. Punkt dla mnie?
- Auć... - odezwała się Marge.
Wszyscy postanowili zająć się pałaszowaniem przygotowanego przez Amy jedzenia, jednak nie trwało to zbyt długo. Monica miała czas na wymyślenie kolejnego tematu do kłótni:
- Nadal jesteś z Chadem, prawda? - cholera, chyba wiem, do czego zmierza.
- Tak, jestem.
Moja mama westchnęła... No co?
- Znalazł sobie pracę?
Kurwa.
- Nie, jeszcze nie. Ale jest na dobrej drodze.
Monica popatrzyła na mnie kpiąco:
- Nie wypominaj mi błędów, skoro w twojej relacji dzieje się to samo, Megan.
- Okay. - odezwał się Jake. - Coś czuję, że rodzinna atmosfera już nas opuściła, dlatego może zmieńmy temat, co?
Pomimo tego, że jest najmłodszy, potrafił ratować sytuację. Trzeba mu to przyznać.

***

Dochodziła 20:00 ... Wytrzymałam CZTERY I PÓŁ GODZINY w towarzystwie Monicii. Co prawda później nie odzywałam się zbyt często. Wiedziałam, że od razu powstałyby jakieś chore konflikty, dlatego wolałam przemilczeć ten wieczór. Najbezpieczniejsze wyjście. Przypomniałam sobie, że zanim tu przyszłam zadzwonił mój telefon. Wyjęłam go z torby i zauważyłam trzy wiadomości od Chada:

1. "Kochanie, już 18... Nie uważasz, że powinnaś wracać?"


2. "Megan, wracaj."

3. "Wychodzę. Nie czekaj."


Jak to, wychodzi? Gdzie? Szybko wystukałam jego numer i przyłożyłam aparat do ucha... Pierwszy sygnał... Drugi... Trzeci... Czwarty... Piąty... Kurwa, powtórka z rozrywki? Włożyłam telefon do kieszeni i usiadłam na werandzie przed domem. Było już chłodno:
- Mo? - usłyszałam Marge stojącą tuż za mną. - Mogłabym mieć do ciebie sprawę?
- Emm, pewnie. - zmarszczyłam brwi. - O co chodzi?
- Czy... Czy ty i Chad nie mielibyście nic przeciwko temu, żebym przenocowała u was przez kilka dni? Zatrzymałabym się u mamy, ale tu jest za dużo ludzi i... Monica. Rozumiesz.
- Marge. - zaśmiałam się cicho. - Oczywiście, że możesz do nas wpaść... Zawsze.
Zauważyłam przebłysk ulgi na jej twarzy. Aż tak stresowało ją to pytanie?
- Dziękuję... - uśmiechnęła się. - Naprawdę dziękuję.



ROZDZIAŁ NIE JEST SPRAWDZONY, PRZEPRASZAM ZA BŁĘDY ! x

Kochani moi !
Starałam się "strenić swoje poślady" (cześć Kinga :D), dlatego oddaję w Wasze ręce piąty rozdział ! Mam nadzieję, że Was nie zawiódł, gdyż postanowiłam bardziej skupić się tym razem na Megan ... A raczej na jej relacji z rodziną/rodzeństwem. Wiem, było mało Tomlinsona . W zasadzie wcale go nie było oO . Zrekompensuję się w następnym rozdziale ! ;)
Co do komentarzy:
Kiedyś ktoś zapytał mnie, czy mam facebooka, albo aska .. Nie mam aska, ale za to mam facebooka :)
Niestety, nie podaję go :D
No cóż, co mogę tu jeszcze napisać ...
I HOPE YOU ENJOY IT ! :)) ♥

niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 4.

Rozdział napisany przy: Ed Sheeran - Kiss Me

- Okay, nie będę naciskać. - spuściłam wzrok na talerzyk.
- Mo, nie chodzi o to, że nie chcę ci powiedzieć... To jest delikatna sprawa i...
- Nie. To twoja sprawa, a ja nie powinnam się w to mieszać. Rozumiem.
Popatrzył na mnie niepewnie:
- Nie gniewasz się?
- Louis. -westchnęłam. - Nie, nie gniewam się. Możemy zmienić temat? Mi też nie bardzo widzi się rozmawianie o pieniądzach.
- W porządku... - odchrząknął.
Pomimo tej...niezręcznej chwili, reszta tak zwanej 'randki' minęła nam na całkiem miłej rozmowie; opowiedziałam mu nieco o czasach w liceum, o moim wyjeździe do Stanów... Za to czego dowiedziałam się o nim? Uwaga, uwaga... Absolutnie niczego! No, może z wyjątkiem tego, że jest jakimś tam prezesem grubszej firmy. Tyle! Dlaczego tak bardzo nie chciał rozmawiać o sobie? Dlaczego mógł mnie wypytywać o różne rzeczy, a kiedy ja to zrobiłam, to od razu mnie zbywał? I przede wszystkim: dlaczego, do jasnego chuja, odpowiadałam na każde, nawet najbardziej błahe, zadane przez niego pytanie?! Poważnie, zaczynałam się o siebie martwić. Czyżby to pobyt w Stanach aż tak na mnie wpłynął? A może tu nie chodzi o żaden wyjazd, tylko o samego Tomlinsona? Chryste, za dużo myślę! Moja głowa...
- Wspominałaś, że w liceum...
- Louis? - przerwałam mu słabym głosem.
- Tak?
- Czy... Czy mógłbyś odwieźć mnie do domu?
- Umm, pewnie. - zmrużył oczy. - Coś się dzieje?
Tak. Wkurwiają mnie twoje pytania.
- Kiepsko się czuje.
Westchnął chicho:
- Więc w porządku. Tylko zapłacę i możemy...
- Ej, chwila. - znowu mu przerwałam... Niegrzeczne? - To ja powinnam zapłacić. W końcu umówiliśmy się tak, że kawa ma być podziękowaniem za odwiezienie. Jaki będzie w tym sens, skoro to ty zapłacisz?
Louis tylko parsknął śmiechem i położył banknot na stole, po czym wstał z sofy i popatrzył na mnie wyczekująco:
- Nie ma mowy. - spuściłam głowę i zaczęłam grzebać w torbie w celu znalezienia portfela. - Ja płacę.
Poczułam, jak jedna z dłoni Louisa delikatnie oplata mój nadgarstek i wysuwa go z wnętrza czarnego materiału, a druga zabiera go z moich kolan. Powoli podniosłam na niego wzrok i natychmiast napotkałam jego intensywnie niebieskie tęczówki... Były niemalże turkusowe... I zaledwie kilkanaście centymetrów od mojej twarzy... Usłyszałam jego cichy śmiech, po czym powiedział:
- Ty chyba naprawdę kiepsko się czujesz...
- Ale.. - zmarszczyłam brwi.
- Chodź już. - pokręcił głową z rozbawieniem.
Posłusznie wykonałam jego polecenie i narzucając kurtkę na ramiona, wstałam ze swojego miejsca. Louis pociągnął mnie za sobą w stronę wyjścia i już po chwili poczułam chłodne powietrze owiewające moją twarz... Tak, tego mi było trzeba:
- Chcesz... Czy chciałabyś skoczyć gdzieś jeszcze? - zapytał otwierając przede mną drzwi samochodu.
Już byłam gotowa, aby wejść do środka, ale jego pytanie trochę mnie zaskoczyło, dlatego stanęłam przed nim i zastanawiałam się nad odpowiedzią:
- Emm... Raczej nie. Chyba, że coś zaplanowałeś...
- Nie, tak tylko spytałem... Moglibyśmy udać się na jakiś spacer, albo coś w tym stylu... - wbił dłonie w kieszenie swoich spodni.
- Poczekaj, sprawdzę tylko, która godzina... - wyjęłam telefon i spojrzałam na wyświetlacz.
21:13 ... Minęły ponad trzy godziny?! Ale jak?!
- Więc jaka decyzja? - popatrzył na mnie wyczekująco.
- Już po dziewiątej... Powinnam być w domu. Chad na pewno się martwi...
- Ach, twój chłopak... Fakt, nie chciałbym mieć później jakichś nieprzyjemności. - zaśmiał się cicho i potarł dłonią swój kark.
- Przepraszam... Naprawdę przepraszam. Spacer byłby całkiem fajną opcją, ale powinnam też poświęcić trochę czasu dla niego... Nie gniewaj się.
- Nie ma sprawy, Mo. - uśmiechnął się szeroko. - Znamy się zaledwie dwa dni... Nie mam się o co gniewać.
- Jesteś pewien?
- Oczywiście. W końcu będzie do tego jeszcze okazja, prawda? - okrążył samochód.
- Tak sądzę. - uśmiechnęłam się ciepło i zajęłam swoje miejsce.
Lou, jak nazwała go wcześniej właścicielka budynku, odpalił silnik samochodu i powoli opuściliśmy plac kawiarenki. Poczułam, że nie powinniśmy jechać w ciszy. Nie tym razem. Teraz moja kolej na zadawanie pytań:
- Jak daleko mieszkasz od tego miejsca? - popatrzyłam na niego z zaciekawieniem.
Jego twarz wyglądała na rozluźnioną. Światło mijanych przez nas latarni, z każdym nowym kątem padnięcia, ukazywało ją w zupełnie nowej formie. Czasem były to długie, pionowe cienie rzucane przez rzęsy na jego skórę, dzięki czemu można było zauważyć pełne policzki, innym razem był to cień wyraźnie podkreślający wysuniętą brodę i linię żuchwy... Wyglądał pięknie...
- Mieszkam w Londynie. - kąciki jego ust uniosły się ku górze.
- Emm... - zmieszałam się.
Kurwa, aż zapomniałam, o czym mówiliśmy!
- Chodziło mi o to, gdzie obecnie. Bo przecież nie jeździsz codziennie do Londynu, żeby się przespać... - zauważyłam, że uśmiecha się szerzej. - ... Prawda? - zmarszczyłam brwi.
- Chciałabyś wpaść? - uniósł brew wciąż się uśmiechając.
- Nie. - odwzajemniłam uśmiech. - Tak pytam.
- Wiem, że to trochę obciachowe, ale kiedy jestem w Doncaster, to mieszkam u swojej mamy... Około pięć minut drogi stąd. - zwilżył wargi końcówką języka.
Dobry Boże...
- To... To naprawdę... Ciekawe... - gapię się na jego usta, gapię się na jego usta, gapię się...
- Mieszkanie z mamą jest według ciebie czymś ciekawym? - zaśmiał się.
- Tak. To znaczy, nie! - mentalnie przywaliłam sobie maczetą w twarz. - Miałam na myśli, że... niewiele osób by się do tego przyznało. To interesujące...
Uff, chyba wybrnęłam.
- Przyznaję się tylko dlatego, że łatwo mogę się usprawiedliwić mówiąc, że osobiście nie dzielę z nikim mieszkania.
- Naprawdę?
- Tak... Nie lubię, jak ktoś krząta się po moim domu. Preferuję prywatność. - zamyślił się. - Pewnie teraz stwierdzisz, że to co powiedziałem jest dziwne, bo wcześniej mieszkałem z czterema młodszymi siostrami... Na dodatek moja mama znowu jest w ciąży. I to bliźniaczej. - popatrzył mi w oczy, a na jego twarzy zamajaczył delikatny uśmiech. - I jak ja miałem wcześniej mówić o prywatności?
Zaśmiałam się na jego słowa... Cóż, kiedy to on się wypowiada, jest nawet fajnie... Naprawdę.
Louis ponownie skupił się na drodze.
- Dlatego teraz, kiedy dorosłem, kupiłem własne mieszkanie i założyłem firmę, żeby mieć się z czego utrzymać. Ta z kolei się rozrosła, dzięki czemu zapewniłem sobie także spokojną przyszłość... Ale wracając do kwestii mieszkania, to jest to dla mnie miejsce dość 'intymne'...
- No a dziewczyny? - zapytałam.
- Co "dziewczyny"?
- Kiedy jakąś poznajesz, to gdzie ją zabierasz?
- Do kawiarni. - zaśmiał się, a ja, nie wiedzieć czemu, razem z nim.
- Pytałam poważnie. - dodałam po chwili.
- Hmm... Miałaś na myśli, że na przykład kiedy poznaję dziewczynę w klubie? I kiedy zanosi się na coś więcej, niż tylko taniec i drinki, tak?
- Noo... Czemu nie. Może być i tak. - pokiwałam głową.
- Więc wtedy idziemy do hotelu... Chyba, że klub ma do zaoferowania jakieś pokoje. - znów się zaśmiał.
Och... Przechodzimy na TE tematy, tak?
- Nie przyprowadziłbyś dziewczyny do domu? - poprawiłam się w fotelu tak, aby usiąść bardziej na wprost niego.
- Raz w życiu popełniłem ten błąd.
- Błąd? A co się stało? - uśmiechnęłam się zaciekawiona.
- Kiedy rano wstałem, w pokoju nie było już ani dziewczyny... Ani mojego zegarka.
- Haha, poważnie? - zaśmiałam się nieco głośniej.
- To nie jest zabawne. - jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, kiedy tylko na mnie spojrzał. - Lubiłem go!
- Wierzę ci. - pokręciłam głową rozbawiona.
Nagle zauważyłam, że samochód zwolnił i dopiero wtedy zorientowałam się, że jesteśmy pod moim mieszkaniem. Silnik całkowicie ucichł, a ja  poczułam, że jeszcze nie powinnam wychodzić... Tylko co powiedzieć? Co zrobić?
- Cóż... Chyba czas się żegnać. - Louis opadł na fotel.
- Żegnać? - popatrzyłam na niego z półuśmiechem na ustach. - Żegna się wtedy, kiedy jest się pewnym, że nie zobaczy się drugiej osoby już nigdy w życiu... Dalej chcesz się żegnać?
- ... Jakoś mi przeszło. - zachichotał.
Zapadła chwila ciszy. Musiałam coś na szybko wymyślić, dlatego palnęłam bez namysłu:
- Może chcesz wejść?
- Do ciebie? - zmrużył oczy.
-Emm... Tak. - cholera.
- Może innym razem... Obawiam się konfrontacji z Chuckiem.
- Chadem. - poprawiłam go.
- Właśnie z nim. - uśmiechnął się. - Przepraszam.
- W porządku. - spuściłam wzrok, aby po chwili znów na niego spojrzeć. - Dziękuję za wieczór... Choć nie do końca tak miał wyglądać.
- A co poszło nie tak? - zmarszczył brwi.
- To ja miałam zapłacić za kawę i ciasto. - przechyliłam głowę i przygryzłam wargę z uśmiechem.
- Hah, no tak... Jestem uparty...
- Jesteś. - zaśmiałam się cicho. - Więc do zobaczenia. - podałam mu dłoń.
- Mam nadzieję. - ucałował jej zewnętrzną stronę.
Posłałam mu ostatni pełen wdzięczności uśmiech i opuściłam wnętrze jego samochodu. Przez chwilę stałam w miejscu i obserwowałam, jak czarny Mustang znika za zakrętem... Po jakimś czasie poczułam, że jest naprawdę zimno. Kompletnie opuściło mnie ciepło wnętrza jego samochodu. Już nawet nie czułam zapachu jego perfum... Używał naprawdę ładnych perfum. Muszę sprawić takie Chadowi. Na pewno się ucieszy.
Przeszłam przez ulicę i skierowałam się w stronę schodków. Podeszłam do dębowych drzwi i chwyciłam za klamkę. Zamknięte, oczywiście... Wyjęłam z torby pęk kluczy i otworzyłam drewnianą powłokę... Ani. Znaku. Żywej. Duszy... Nie miałam zamiaru znów do niego dzwonić. Przysięgłam sobie, że kiedy tylko wróci, odbędziemy poważną rozmowę... Bardzo poważną...
Zrzuciłam z siebie torbę, kurtkę i buty, a następnie wrzuciłam je do szafy. Od razu skierowałam się do kuchni, gdzie wyjęłam ze zmywarki czystą szklankę i nalałam do niej lodowatej wody... Kiedy tylko oparłam się o blat kuchennej wysepki i wbiłam wzrok w podłogę, przed oczami zobaczyłam roześmianą twarz Louisa i jego piękne, lazurowe tęczówki... Cholera, nie potrafię konkretnie określić ich koloru! Były po prostu piękne... I na dodatek jego lekko poburzone, ciemno-karmelowe włosy, które tak idealnie się z nimi komponowały... Szczupła twarz, zgrabny nos, nienaganna linia ust, lekko wystające kości policzkowe... KURWA, JESTEM Z CHADEM !
Nagle poczułam nieopisaną potrzebę odpoczynku. Odstawiłam naczynie z niedopitą zawartością do zlewu i leniwym krokiem ruszyłam do łazienki... Musiałam się odświeżyć...

***

Następnego dnia wstałam około godziny 10... Lewa strona łóżka była nienaruszona, co oznaczało, że Chad nie przyszedł do sypialni. Być może w ogóle nie wrócił na noc... W takim razie gdzie on do cholery jest?! Wyszłam z łóżka, nie bardzo przejmując się jego stanem, i w samych koronkowych bokserkach i zbyt szerokiej koszulce Chada, zeszłam na dół. Zatrzymałam się jednak w połowie schodów, gdyż zauważyłam, że ktoś na zewnątrz domu próbuje przekręcić klucz w zamku. Kiedy tylko mu się to udało, drzwi się otworzyły i ze spuszczoną głową wparował przez nie pan Rule. Szedł naprawdę wolno, aby nie wydać z siebie zbyt głośnego dźwięku. Równie wolno zamykał za sobą drzwi wciąż odwrócony do mnie plecami. Skrzyżowałam ręce na piersiach i przestąpiłam z nogi na nogę, a następnie odchrząknęłam o wiele głośniej, niż było to konieczne. Chad gwałtownie odwrócił się w moją stronę i od razu spotkał moje pełne wściekłości spojrzenie:
- Gdzie... - wycedziłam przez zęby.
- Co gdzie? - zapytał z miną niewiniątka.
- Nie wkurwiaj mnie lepiej... Mów, gdzie byłeś!
- Moi kumple zrobili imprezę i trochę się zasiedziałem....
- Trochę?! Człowieku, jest dziesiąta rano! Wyszedłeś wczoraj po śniadaniu!
- Jezu... Przecież wiesz, jak to jest... - westchnął.
- Najwyraźniej nie wiem! - zmarszczyłam czoło. - Podejdź tu. - poleciłam wciąż wkurzona.
Chad posłusznie spełnił moje polecenie i popatrzył na mnie spod przymrużonych powiek:
- Chuchnij...
- Co? - zaśmiał się.
- To co słyszałeś!
- Ale po...
- KURWA, PO PROSTU CHUCHNIJ! - wrzasnęłam tak, że rozbolało mnie gardło.
- Boże, uspokój się... - pomasował się po skroniach.
Czyżby kac? Och, jak mi przykro...
Chad jeszcze przez chwilę patrzył na mnie, jakby czekał, aż odpuszczę, ale jedynym co zrobiłam było uniesienie brwi i zacieśnienie ucisku wokół swojej klatki piersiowej. Po chwili Rule nabrał odrobinę powietrza do ust i wypuścił je ze świstem... Popatrzyłam na niego mrużąc oczy jeszcze bardziej:
- Co ty mi próbujesz wmówić? W ogóle nie czuć od ciebie alkoholu! Gdzie, kurwa, byłeś?! Pytam ostatni raz!
- Już mówiłem, byłem na imprezie z kumplami!
- Dobra... Wiesz, co? Nie odzywaj się dziś do mnie! - machnęłam rękami w geście kapitulacji.
- Meg, proszę cię, przestań. - przymknął powieki.
- Pierdol się... - zmarszczyłam brwi.
- Megan! - krzyknął.
- Powiedziałam coś! - wyminęłam go i skierowałam się w stronę kuchni.
Chad przez chwilę wyglądał, jakby się z czymś zmagał, lecz po chwili popatrzył mi prosto w oczy i chwycił mnie za dłonie, ale ja niemalże natychmiast się od niego odsunęłam i odwróciłam wzrok:
- Dobrze, niech ci będzie... Szykuję dla ciebie niespodziankę, ale mogę powiedzieć ci tylko tyle. Inaczej to już nie będzie niespodzianka.
- I niby dlatego nie było cię cały dzień i noc, tak? - przechyliłam głowę w bok
- Tak właśnie... - uporczywie wwiercał we mnie swój wzrok.
- Posłuchaj sam siebie, Chad... Nikt nie uwierzy ci w taką bajeczkę.
- Kochanie, naprawdę byłem tym mocno pochłonięty.
- Mogłeś chociaż powiedzieć, żebym nie czekała, bo nie wrócisz na noc... Albo mogłeś przynajmniej odebrać ten cholerny telefon... Wymagam aż tak wiele?
- Nie... - spuścił wzrok.
- Po prostu... Daj mi dziś spokój. Muszę wszystko przemyśleć.
- Nie gniewaj się na mnie, skarbie.
- Nie skarbuj mi tu teraz... Po prostu odejdź...
Rule zmarszczył brwi i przyglądał mi się badawczo:
- Chcesz, żebym wyszedł?
Podniosłam na niego lekko załzawione oczy i westchnęłam ciężko, ukrywając twarz w dłoniach...
- Rób co chcesz... Ja muszę odpocząć. - pokręciłam głową i opuściłam kuchnię.
Winna...



Kochani, oddaję czwóreczkę w Wasz ręce ! :)
Chciałam, żeby ten rozdział był dłuższy, ale naprawdę nie mam czasu, żeby dalej go ciągnąć.. Przepraszam Was.. Czekacie tak długo, a ja po MIESIĄCU daję Wam tylko to... Chciałabym choć raz napisać rozdział, który byłby wart takiego czekania. Mam nadzieję, że mi wybaczycie... Co prawda miałam teraz ferie i sporo czasu na napisanie czegoś dłuższego i ciekawszego, ale chciałam wykorzystać je w pełni na odpoczynku... Możecie mnie zlinczować, pozwalam Wam..
Postaram się dodać coś jeszcze w tym tygodniu (niczego nie obiecuję :c).
W tym roku mam spore problemy z niemieckim i chyba dlatego Hiding to ... 'niewypał' :|
Próbuję podciągnąć oceny z tego przedmiotu, dlatego więcej uwagi poświęcam na naukę, niż na to fanfiction... Jeszcze raz Was przepraszam ♥
Rozdział jest nie sprawdzony, ale mam nadzieję, że nie ma jakichś ogromnych błędów ;)
Liczę na Wasze komentarze ! x
Nawet nie wyobrażacie sobie, jak bardzo mnie one motywują ! ;)
Kocham Was ! ♥
xXx