- Nie ma opcji. - mruknęłam pod nosem i skupiłam się na kroplach deszczu spływających po szybie.
- Dlaczego nie? - westchnął poirytowany. - Najpierw prosisz mnie o pomoc, a kiedy przyjeżdżam i ci ją oferuję, ty ją odrzucasz.
Uśmiechnęłam się delikatnie, lecz po chwili syknęłam cicho czując ból na policzku... Louis odwrócił twarz w moją stronę i popatrzył na mnie z troską. Po chwili zauważyłam, że zaparkował pod kawiarnią, w której umówiliśmy się ostatnio:
- Dlaczego się zatrzymujemy? - zapytałam delikatnie dotykając policzka.
- Bo cię boli. - dodał cicho.
Sięgnął ręką po swoją czarną koszulkę niedbale rzuconą na tylne siedzenie samochodu:
- Potrzymaj... - wcisnął materiał do mojej ręki, a ja badawczo przyglądałam się jego poczynaniom.
Louis zaczął majstrować coś za moim siedzeniem, a ja chwyciłam jego t-shirt za rękawy i uniosłam do góry, by zobaczyć nadruk w pełnej okazałości. Guns n' Roses... Poskładałam koszulkę w kostkę i zaczęłam nerwowo miętolić ją w dłoniach:
- Rozłóż ją na udach. - polecił z twarzą tuż obok mojego ramienia.
Posłusznie wykonałam jego polecenie i już po chwili zauważyłam, jak Tomlinson kładzie na koszulce dwie pełne garści lodu. Skąd on, do cholery jasnej, wytrzasnął lód w tamtym momencie?! Nie zaprzątając sobie głowy wyczynami Louisa, odwróciłam się do tyłu i moim oczom ukazała się czerwono-biała lodówka samochodowa. "Kto bogatemu zabroni..." - pomyślałam unosząc brew.
Poczułam, że chłód całkowicie zniknął z moich ud, przez co z powrotem zwróciłam się w stronę przedniej szyby. Louis zrobił ze swojej koszulki coś na kształt kompresu, po czym podał mi ją do ręki i polecił, żebym przyłożyła ją do policzka:
- Poczekaj tu chwilę, skoczę tylko po coś do Sue... Może skusisz się na kawę? - uśmiechnął się figlarnie.
- Chętnie. - pokiwałam głową.
Po niespełna pięciu minutach zauważyłam zgarbionego Louisa uciekającego w stronę samochodu przed deszczem. Spostrzegłam, że prócz dwóch plastikowych kubków z kawą niósł ze sobą jakąś papierową torbę w kolorze beżowym.
- Cholerna pogoda. - mruknął usadowiając się przed kierownicą, odstawiając kubki na stojaki i przeczesując dłonią wilgotne włosy.
Zaczął szperać w torbie i już po chwili wyciągnął z niej niewielkie podłużne pudełko, a ja poczułam zapach świeżego pieczywa unoszący się w samochodzie. Louis otworzył 'tajemnicze pudełko' i wyciągnął z niego białą tubkę maści. Zmarszczyłam brwi:
- Co to jest?
Tomlinson puścił moje pytanie mimo uszu i wycisnął odrobinę substancji na dwa palce. Wolną ręką chwycił moją brodę i przekręcił moją głowę w taki sposób, by mieć lepszy widok na mój czerwony, opuchnięty policzek... Boże, żeby tylko nie zaczął obleśnie sinieć...
Dłoń Louisa delikatnie przesuwała się tuż pod moim okiem i wmasowywała w to miejsce maść. Obserwowałam jego twarz, jak w skupieniu przyglądał się mojemu policzkowi, lecz po chwili już nie czułam na nim żadnego ruchu. Oczy Louisa intensywnie wpatrywały się w moje własne i przysięgam, jeszcze nigdy nie widziałam koloru jego tęczówek tak dokładnie... Były wprost niebiańskie... Chłopak szybko spuścił wzrok i odchrząknął wymownie, a ja zdałam sobie sprawę z tego, że nasze twarze przed chwilą coraz bardziej zbliżały się do siebie... Kurwa, kurwa, kurwa!
- Umm... Kupiłem croissanty z czekoladą...
***
- Mo... Mo, już jesteśmy... Megan, obudź się... - usłyszałam nad głową.
Powoli uchyliłam swoje ciężkie jak ołów powieki i rozejrzałam się dookoła.
Już jesteśmy? Gdzie?
- Muszę na chwilę pójść do mechanika. Jeśli chcesz wyjść na świeże powietrze, to masz okazję. - dodał.
- To już Londyn, tak? - pochyliłam się nad deską rozdzielczą i popatrzyłam w niebo.
Błękitne jak nigdy...
- Tak, już jesteśmy. - uśmiechnął się szeroko.
- Chyba się jeszcze trochę prześpię, jeżeli nie masz nic przeciwko. - ziewnęłam rozciągając się na fotelu.
- Nie ma problemu, wracam za kilka minut.
Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością i odwróciłam głowę w stronę szyby... Zobaczyłam mechanika wychodzącego z warsztatu i moje serce na moment zamarło. Niemal z prędkością światła pozbyłam się pasów bezpieczeństwa i wybiegłam z samochodu wyprzedzając zdezorientowanego moim zachowaniem Louisa.
- Harry! - krzyknęłam podbiegając do chłopaka z szarą bandaną zawiązaną wokół kręconej czupryny i bez zastanowienia wskoczyłam mu na ręce wczepiając się mocno w jego ciało i chowając twarz w zagłębieniu jego szyi.
Wszędzie poznałabym tego sukinsyna! Nawet, jeśli zmienił się tak bardzo; teraz miał ładnie opaloną skórę, był wyższy, bardziej umięśniony, a na jego rękach widniało znacznie więcej tatuaży, niż pamiętałam.
- Mój Boże, Mo... - sapnął w moje włosy przyciskając mnie jeszcze mocniej.
Mój kochany Harry, tak bardzo za nim tęskniłam...
- Idiotko, co ty tu robisz? - odstawił mnie na ziemię i uśmiechnął się szeroko. - Liam! - krzyknął nagle, a moje oczy otworzyły się szeroko. - Liam, chodź szybko! Mamy gościa!
Słodki Jezu, Payne też tu jest?!
Może ten dzień nie jest taki znowu najgorszy?
Co ja pieprzę, oczywiście że jest...
- Hazz, mam dużo roboty. Co ty znowu... - zatrzymał się gwałtownie. - No chyba jaja!
- No chyba nie! - zaśmiałam się głośnio i podbiegłam również do niego.
Liam chwycił mnie mocno w pasie i okręcił dookoła kilka razy.
- Boże, tak bardzo tęskniłem! - przycisnął usta do mojego (dzięki Bogu) prawego policzka, a ja zaśmiałam się, kiedy jego broda mnie połaskotała.
Nie wierzę, że to mój Liam.
- Ja też tęskniłam! Nie mówiliście, że chcecie otworzyć warsztat. - szturchnęłam go w ramię.
- Hah, jeśli już zdecydowaliśmy się rzucać studia, to trzeba było znaleźć jakieś zajęcie. - uśmiechnął się figlarnie i oboje podeszliśmy do Stylesa.
- Hej, cycki ci urosły! - Harry bezwstydnie spuścił wzrok na moje piersi, a ja kompletnie zawstydzona popatrzyłam w stronę Louisa, który był już bardzo blisko i słyszał tą jakże żenującą uwagę. - Jesteś w ciąży?
- Co?! - wytrzeszczyłam oczy.
- Słyszałem, że kobietom w ciąży rosną cycki. - zachichotał Curly... Powinnam nadal go tak nazywać?
- Daj spokój, Styles... Rule nie byłby w stanie zmajstrować dziecka.. - Payne parsknął śmiechem.
- O popatrz. - wtrąciłam. - Jakoś mu się w takim razie musiało poszczęścić...
Chłopcy popatrzyli na mnie niepewnie.
- Mo, no co ty... Serio jesteś w ciąży? - Liam podszedł bliżej i już chciał dotknąć mojego brzucha.
- Nie, ja nie... - spuściłam wzrok.
Harry zmrużył oczy i nagle gwałtownie je wytrzeszczył... O Boże, zobaczył policzek! Jest aż tak źle? Podszedł do mnie bliżej i chwycił mój podbródek tak, by przekręcić głowę w bok. Popatrzył na Liama ze zmartwieniem.
- Coś czuję, że dzisiaj pijemy...
- Zdecydowanie. - przytaknął zszokowany Liam. - To on ci to zrobił?!
- Ja... umm... - zająknęłam się i popatrzyłam na Louisa szukając jakiejś pomocy.
No bo hej! Co ja miałam im w sumie powiedzieć? Chad uderzył mnie za to, że powiedziałam mu jakim jest człowiekiem? A po za tym miał romans i teraz będzie ojcem?
- Wydaje mi się, że dziś wieczorem będziecie mieli czas, żeby to obgadać, Megan jest naprawdę wykończona. - Tomlinson uśmiechnął się do mnie ciepło, po czym popatrzył na chłopaków. - A tak w ogóle, to witam, panowie.
Już otwierałam usta, by ich sobie przedstawić, gdy nagle usłyszałam...
- Dzień dobry panie Tomlinson. - Liam uścisnął jego dłoń, a Hazz stał obok mnie i mocno przyciskał mnie do swojego boku.
- Możemy na stronę? - zapytał patrząc na Payne'a.
- Naturalnie, proszę za mną. - i udali się do budynku.
Podniosłam wzrok na Harrego.
- Skąd oni się znają?
- Hah, a kto go nie zna? - Styles parsknął śmiechem. - Koleś prowadzi jedną z najsławniejszych firm kosmetycznych na świecie, a po za tym często robi u nas przeglądy swoich samochodów.
- To on ma ich więcej? - uniosłam brwi w zaskoczeniu.
- Skarbie, to milioner...
Oh...
- A tak w ogóle. - odchrząknął wymownie. - Dziś o dziewiątej idziesz z nami na piwo do 'naszego' baru... Niall z Zaynem na pewno się pojawią, więc nie możesz odmówić. - uśmiechnął się zawadiacko.
- Zayn i Niall nadal studiują? - zachichotałam.
- Taa, tylko oni się jeszcze nie przełamali. - westchnął z rozbawieniem. - ... Jeśli chcesz, możesz zabrać ze sobą kolegę. - zabawnie poruszył brwiami.
Kolegę? ... Oh, tego kolegę...
***
- Umm... Rozgość się? - to było pytanie?
Oparłam dłoń o rączkę walizki i rozejrzałam się dookoła salonu Louisa... Boże, wszystko było takie jasne i wielkie, a ja nie myślałam o niczym innym, jak tylko o ucieczce. Myślałam, że Louis jest typem człowieka, który lubi, jak jest przytulnie, a tu taki chuj... Wnętrze wyglądało jak wyjęte z jakiegoś czasopisma meblarskiego. Od samego patrzenia na to wszystko zrobiło mi się zimniej... W ogóle nie było czuć, że ktoś tu mieszka! Idealnie białe meble, biały puchowy dywan na środku, białe ściany, mega wysoki, biały sufit, ogromna kuchnia utrzymana w srebrnym kolorze połączona z salonem... Mogłabym się założyć, że pobrudzę lub zepsuję coś w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin... Czułam się tam tak cholernie obco...
- Za chwilę pokażę ci pokój w którym będziesz spała.
W milczeniu kiwnęłam głową, po czym zaczęłam się zastanawiać, czy nie powinnam zdjąć butów... Nie, nie zrobię tego. Pewnie ma cały sztab sprzątaczek, tak czi inaczej.
Z niepewnym uśmiechem chwycił moją walizkę i skierował się w stronę schodów prowadzących na górę. Posłusznie podążyłam za nim i już po chwili staliśmy przed białymi drzwiami na końcu korytarza.
- Chcesz wejść sama, czy...
- Tak, tak, poradzę sobie. - starałam się wykrzesać szczery uśmiech.
- W takim razie w porządku... - skinął głową mierząc drzwi wzrokiem, po czym popatrzył na mnie. - Pójdę wziąć prysznic... Jeśli chcesz, masz łazienkę w swoim pokoju... Z pewnością trafisz. - puścił oczko w moją stronę.
Najwyraźniej miało podnieść mnie na duchu...
- Poradzę sobie. - uśmiechnęłam się nieśmiało, a on popatrzył na mój policzek i uśmiech momentalnie zniknął z jego twarzy.
- Nadal cię boli?
- Nie, już nawet o tym zapomniałam... - spuściłam wzrok. - Aż tak rzuca się w oczy?
- Jest zaczerwieniony i niestety wyraźnie widać odbite palce. - delikatnie przejechał opuszkami po śladach na mojej twarzy. - Ale przynajmniej nie zrobił się z tego siniak. - spojrzał na mnie próbując dodać mi otuchy.
- Nadal nie mogę uwierzyć w to wszystko... - tylko nie rycz, tylko nie rycz, tylko nie rycz...
- Chcesz o tym pogadać? - popatrzył na mnie ze zmartwieniem.
- Nie, muszę się teraz wyciszyć w samotności, nie gniewaj się.
- Oh, nie mam za co się gniewać... Gdybyś czegoś potrzebowała, będę w swoim gabinecie.
Taa... Grunt, że wiem, gdzie to pomieszczenie się znajduje. A tak w ogóle to myślałam, że idzie pod prysznic.
Nieśmiało skinęłam głową i już po chwili Louisa nie było obok mnie. Stanęłam twarzą do drzwi, po czym westchnęłam cicho. 'Uhh, no to idziemy' - pomyślałam nieco pewniej chwytając rączkę mojej walizki, po czym przekręciłam srebrną gałkę w drzwiach.
***
- Louis? - zapytałam wychylając głowę zza drzwi.
Przejrzałam chyba z osiem pokoi i żaden - prócz tego właśnie - nie przypominał wyglądem gabinetu. Naprawdę, widziałam nawet coś, co przypominało salę konferencyjną... No cholera, Tomlinson musiał tutaj być. Powoli weszłam do środka i zaczęłam rozglądać się po wnętrzu pomieszczenia. Oczywiście wszędzie dominowała biel. Na środku stało duże biurko, na nim znajdował się laptop, z tyłu stał wyglądający bardzo wygodnie fotel, w ścianie po lewej stronie od wejścia były jakieś drzwi (nie miałam pojęcia, gdzie prowadziły), a przy ścianie tuż za biurkiem stało kilka regałów z książkami. Obok nich było też wielkie okno, muszę dodać... Przez głowę przemknęła mi myśl, że to bez sensu mieć okno za biurkiem, bo przecież światło odbijające się w laptopie musi cholernie przeszkadzać. Zbliżyłam się do wspomnianych wcześniej regałów i zaczęłam przeglądać książki. Jeśli mam być szczera, tytuł żadnej z nich nic mi nie mówił. Postanowiłam wybrać jedną i kiedy wyciągałam po nią dłoń, usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam mokrego od wody Louisa z jednym ręcznikiem owiniętym wokół bioder, a drugim zarzuconym na ramionach. Stał przy tych tajemniczych drzwiach, o których wspominałam wcześniej, więc domyśliłam się, że prowadziły one do łazienki... Boże, ile on ich tu ma?
Nie mogłam odkleić wzroku od ciała Tomlinsona. Małe kropelki wody znaczyły ścieżki w każdym zagłębieniu na jego ładnie opalonym torsie... Był naprawdę dobrze zbudowany i gdyby powiedział, że nie ćwiczy, nazwałabym go łgarzem. Miałam okazję dokładnie przyjrzeć się każdemu tatuażowi na jego ciele. Były to głównie jakieś bazgroły, ale wszystko razem tworzyło idealną kompozycję, która w jakiś sposób pasowała mi do niego. Pewnie głównie dlatego, że nie mogłam ich zrozumieć, a Louis też jest takim człowiekiem, którego najwyraźniej ciężko rozgryźć... Gdyby się nie przyznał, w życiu nie pomyślałabym, że może być jakimś prezesiną i do tego milionerem! No hej!
- Szukałaś mnie? - zachichotał cicho, a ja zdałam sobie sprawę, że dzielą mnie sekundy od tego, bym zaczęła się ślinić na jego widok.
W tamtym momencie czułam, że płonę żywcem.
- Umm... Ja... Ja chciałam zapytać. - zaczęłam się jąkać.
- Hah, daj mi kilka minut, to się przebiorę i wtedy pogadamy. - zaśmiał się pod nosem wycierając mokre włosy...
... z których krople wody spływały wprost na jego twarz, przez co wyglądał jeszcze seksowniej, niż normalnie... To niedorzeczne!
Skierował się w stronę wyjścia, a ja usłyszałam, jak cicho i ze śmiechem mówi 'może wtedy uda ci się wysłowić'... Bezczelny!
***
Siedziałam przy kuchennej wysepce i czekałam, aż Louis zejdzie z góry i będziemy mogli w spokoju porozmawiać. Mój Boże, to będzie takie niezręczne... Na cholerę się tak gapiłam! Na cholerę! Powoli przeżuwałam każdy kęs intensywnie zielonego jabłka, które znalazłam w koszyczku na blacie. Usłyszałam kroki na schodach, przez co odwróciłam się w ich stronę.
- Jak się czujesz? - zapytał podchodząc do mnie i biorąc jedno z jabłek.
- Już lepiej. - przytaknęłam.
No tak, przecież jakiś czas temu miałam taki 'czas dla siebie', w którym zawsze analizuję złe wydarzenia... Po tym jak weszłam do pokoju, nawet nie myślałam o zwiedzaniu go. Po prostu oparłam się plecami o drzwi, rzuciłam walizkę gdzieś obok i ponownie poczułam łzy na policzkach. Zsunęłam się na ziemię i podkuliłam nogi, po czym szczelnie oplotłam je swoimi ramionami i wtuliłam twarz w kolana. Wszystkie hamulce, które do tej pory w sobie miałam, puściły. Nie chciałam płakać przy Lou, nie chciałam rozpłakać się przy Harrym czy też Liamie, nie chciałam pokazywać swoich słabości... Zawsze jakoś mi się to udawało, więc i tym razem podołałam. Powoli wstałam z podłogi i mijając białą leżankę podeszłam do wielkiego łóżka w tym samym kolorze. Zdjęłam buty, po czym wdrapałam się na miękką pościel i schowałam twarz w stercie poduszek. To wszystko było naprawdę przytłaczające... Dlaczego nie słuchałam nikogo? Od samego początku nikt z mojego otoczenia nie był pozytywnie nastawiony do Chada. Nikt! Najpierw ostrzegł mnie Liam. Pamiętam, jak szliśmy razem na uczelnię i wtedy Rule nas zaczepił. Poprosił mnie, żebym odpuściła sobie zajęcia tego dnia i wybrała się z nim na miasto... Oczywiście się zgodziłam, ale wtedy Liam poprosił mnie na stronę i zaczął mi tłumaczyć, że przez Chada zawalam sobie rok (to nie był pierwszy raz, kiedy zrywałam się dla niego z zajęć). Odpowiedziałam mu w tedy, że już i tak o to nie dbam, bo nie zamierzam nawet zaczynać następnego. Wtedy Payne ostrzegł mnie, że jeśli rzucę studia, on zrobi to samo... No i rzuciłam je, a Liam przez swoją 'obietnicę' popsuł swoje kontakty z rodziną... Przedtem jakoś nie przywiązywałam do tego większej wagi, gdyż byłam zbyt zakochana w Chadzie, a poza tym mówiłam Liamowi, żeby tego nie robił, bo to tylko i wyłącznie moja sprawa. Lecz gdy popatrzyłam na to z perspektywy czasu... Kurwa, przecież ja skłóciłam go z rodzicami! No, może nie do końca skłóciłam... Ojciec Liama powiedział, że zawiódł się na nim i pamiętam, jak źle czuł się wtedy Lee... Boże, byłam okropną przyjaciółką i muszę go za wszystko przeprosić... Nic mnie nie usprawiedliwia...
Później ostrzegali mnie Harry, Zayn i Niall. Mówili, że Chad wydaje im się jakiś podejrzany i to nie jest koleś dla mnie. Oczywiście miałam to głęboko gdzieś, bo cały czas patrzyłam na tą sytuację przez pryzmat tego, jakie dziewczyny sprowadzał do akademika Niall i z kim zabawiał się Harry... Kompletna kretynka.
Oczywiście ostrzegała mnie też rodzina. Wszyscy z całego serca nienawidzili Chada, a ja nie rozumiałam dlaczego... Raz zaprosiłam go na kolację do mamy, żeby poznać go z resztą i wtedy zaczął wypytywać o mojego ojca, przez co od razu wszyscy go przekreślili... W moim domu nie rozmawiamy o tacie, bo to co się stało, było dla nas jednak trochę za trudne... Nie powinnam mówić czegoś takiego, ale muszę; całe szczęście, że w moim życiu nie było już taty, kiedy pojawił się w nim Chad... Oh i kolacja skończyła się na tym, że Rule zaczął wyzywać się z moją mamą, Monica zaczęła ostro na niego najeżdżać (z wzajemnością), więc Roger i Jake pomogli mi go wyprowadzić. Całą drogę powrotną się do niego nie odzywałam, ale w domu oczywiście uległam... Za to do własnej matki nie odezwałam się wtedy przez miesiąc... Choć jak teraz na to patrzę, to nie było to powodowane tym, że byłam na nią zła... Było mi raczej wstyd za Chada...
- Chcesz o tym pogadać? - zapytał Louis, a ja momentalnie się ocknęłam.
- Co? - zapytałam rozkojarzona.
- Pytam, czy chcesz pogadać o tym, co się dziś wydarzyło... - zaczął niepewnie. - W sumie nie jestem dobry w pocieszaniu i tych sprawach, ale mógłbym cię wysłuchać... Jeśli naturalnie chcesz...
- Nie, Lou... Ja muszę poradzić sobie z tym sama... Ale przyszłam tu do ciebie z prośbą. - przygryzłam wargę. - Masz czas dziś wieczorem?
Zmarszczył brwi.
- Umm, nie wiem, musiałbym zadzwonić do firmy, żeby dowiedzieć się, czy nie jestem jeszcze dziś potrzebny... A o co chodzi?
- Chciałam spotkać się dziś z moimi kumplami z liceum i miałam nadzieję, że pojedziesz ze mną... Skoro już u ciebie mieszkam, to chyba warto wprowadzić cię w kawałek mojego świata. - uśmiechnęłam się pod nosem.
- Zauważ, że trochę już w tym twoim świecie jestem... - wymamrotał pod nosem, po czym niepewnie popatrzył na mój policzek.
Oh, no tak... Tomlinson jest w jakiś sposób powiązany z Chadem... I coś czuję, że tu nie chodzi już nawet o te pieniądze, ale nie zamierzam drążyć tego tematu... Nie dziś.
- Louis... - spuściłam głowę. - Nie wracajmy do tego teraz...
- Tak, w porządku... Przepraszam. - popatrzył na mnie z żalem.
Nie rozczulaj się nade mną, proszę.
- To jak, zadzwonisz do firmy? - zapytałam.
- Tak, za moment... Ale od razu mogę cię poinformować, że jeśli nie będę mógł się urwać, to możesz wziąć jakiś samochód z garażu. - kąciki jego ust uniosły się ku górze.
- Mówisz poważnie? - zapytałam zaskoczona.
- Pewnie. - zachichotał. - Przyznaj, teraz żałujesz, że mnie zaprosiłaś.
Tak.
- Wcale nie! - ze śmiechem pacnęłam go w ramię.
Huh, jestem taka przekonująca...
***
- To tutaj? - zapytał wskazując na niewielki pub w okolicy akademików.
- Tak! - zawołałam nazbyt radośnie.
Wyluzuj, White, to tylko pub...
- Okay, a więc dalej ty prowadzisz. - zaśmiał się cicho, po czym wyszedł z samochodu, a ja podążyłam jego śladami.
Udaliśmy się w stronę wejścia i już po przekroczeniu progu usłyszałam śmiech Nialla... Boże, jak dobrze wrócić w stare kąty...
Poczułam dłoń Louisa zaciskającą się na moim ramieniu. Popatrzyłam na niego z lekkim uśmiechem, a on odwzajemnił to niepewnie. Od razu wyczułam, że to nie są jego klimaty, miejsce było naprawdę zatłoczone.
- Wszystko okay? - zapytałam.
- Tak, po prostu muszę się przyzwyczaić. - rozejrzał się dookoła.
Uśmiechnęłam się szeroko, po czym zdjęłam jego dłoń z mojego ramienia i splotłam nasze palce tak, by dodać mu otuchy. Louis popatrzył na nasze ręce z zaskoczeniem, ale nie dbałam o to, tylko pociągnęłam go w stronę najbardziej rozgadanego stolika.
- Kogo moje piękne oczy widzą! - zawołał Harry, kiedy tylko mnie dostrzegł.
- Mooooo! - krzyknął Niall, po czym podszedł do mnie, a ja niechętnie puściłam dłoń Louisa i oplotłam ręce wokół szyi Irlandczyka.
- Horan! - zaśmiałam się i zdejmując czapkę z jego głowy, potargałam mu włosy.
- Chryste Panie, jak ja cię dawno widziałem! - uśmiechnął się serdecznie, po czym spuścił wzrok na mój dekolt. - Oh! I nawet cycki ci urosły!
- Kretyn! - założyłam snapback z powrotem na jego głowę i nasunęłam go na twarz chłopaka.
Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam Louisa nerwowo rozglądającego się po pomieszczeniu i nagle zrobiło mi się go żal. Niepotrzebnie go tu ze sobą ciągnęłam.
- Niall - odezwałam się do blondyna. - poznaj proszę Louisa.
- Louis Tomlinson, miło mi. - chłopak wyciągnął rękę do Horana, a ten patrzył na nią przez chwilę.
Kurwa mać, uściśnij ją idioto!
- No co ty... - Niall zaśmiał się i już po chwili przyciągnął Louisa do mocnego, męskiego uścisku.
Zaskoczony Lou nieśmiało poklepał młodszego po plecach i po chwili odsunęli się od siebie.
- Horan jestem - blondyn się zaśmiał, a ja przewróciłam oczami z rozbawieniem.
- Siadajcie! - krzyknął Liam.
Posłusznie wykonaliśmy jego polecenie, gdy nagle coś do mnie dotarło:
- Gdzie Zayn? - zapytałam marszcząc brwi.
- Poszedł do toalety. - odpowiedział Harry biorąc potężnego łyka piwa z kufla. - O właśnie, może skusicie się na piwo? Ja stawiam!
- Chętnie. - uśmiechnęłam się.
- Ja prowadzę. - odpowiedział Louis wzruszając ramionami.
Harry przecisnął się obok Nialla i stanął obok stolika.
- W takim razie kupię ci bezalkoholowe. - uśmiechnął się szeroko.
- To już w ogóle nie jest piwo! - Lou zmarszczył brwi.
Styles patrzył na niego przez chwilę, po czym chwycił go za ramiona i doprowadził do pionu. Zauważyłam, że Tomlinson poczuł się niekomfortowo... I nic dziwnego.
- Bracie... - zaczął Harry. - Niech no cię uściskam! - szeroko rozpostarł ramiona, po czym owinął je wokół Louisa. - W końcu ktoś podziela moje zdanie!
Taa, to nie był jego pierwszy kufel.
- Ooo, masz całkiem fajny tyłek. - zauważył Curly, a ja dosłownie zobaczyłam, jak wszystkie mięście Louisa się napinają.
TO ZDECYDOWANIE NIE BYŁ JEGO PIERWSZY KUFEL.
Kiedy Harry odszedł w stronę baru, Tomlinson usiadł na stołku tępo wpatrując się w stolik.
- Na pewno wszystko okay? - zapytałam lekko zaniepokojona.
- Daj mi trochę czasu, dobrze? - zaśmiał się nerwowo.
- Witam w moim świecie. - westchnęłam ciężko. - Oni są naprawdę fajni, tylko musisz się do nich przyzwyczaić... To dość 'specyficzni' ludzie. - zmarszczyłam brwi.
- W porządku. - zaśmiał się cicho patrząc mi w oczy.
Odwróciłam się by zobaczyć, czy Harry już wraca, ale zamiast niego moją uwagę przykuł pewien ciemnowłosy chłopak z kilkudniowym zarostem na twarzy, ubrany w ciemne jeansowe rurki i biały top... Uśmiechnęłam się przebiegle.
- Przepraszam na moment. - powiedziałam do Louisa nie spuszczając wzroku z Mulata.
Wstałam i podeszłam do tłumu ludzi tak, by podejść chłopaka od tyłu.
- Przepraszam. - zaczepiłam go, jednak on nie planował się odwracać, ale zatrzymał się. - Czy byłbyś tak miły i postawił mi drinka? Zapomniałam portfela, a zamierzałam się dziś dobrze zabawić. Może byłbyś tak miły i zgodził się mi potowarzyszyć? - przejechałam dłonią wzdłuż jego kręgosłupa siląc się na to, by nie wybuchnąć śmiechem.
- Skarbie, bardzo mi przykro, ale mam na dziś pewne pla... - odwrócił się powoli i popatrzył na mnie z góry. - No nie! - krzyknął uśmiechając się szeroko! - Zawsze mi to robicie! Jak nie ty, to Harry! - chwycił mnie za uda i podciągnął w górę tak, że teraz oplatałam go nogami wokół bioder. - Brakowało mi cię tutaj. - przycisnął swoje wargi do moich, a ja po sekundzie zareagowałam.
-Hej hej! Co jest? - zmarszczyłam brwi, ale na moich ustach cały czas majaczył uśmiech.
- Sprawdzałem, czy to nadal ty... - zacmokał kilka razy, po czym oblizał wargi. - Tak, to na sto procent moja Mo. - zaśmiał się.
- Jesteś niemożliwy. - zaśmiałam się, po czym razem ruszyliśmy w stronę stolika.
Rozdział niesprawdzany!
Cześć wszystkim...
No to co, oddaję w Wasze ręce rozdział 10.. Nie wyszedł do końca tak, jak to sobie zaplanowałam, ale nie chciałam już przedłużać.. Wiem, w wakacje miało być więcej rozdziałów, a ja znowu Was zawiodłam, przepraszam :c
Nie wiem, czy chcecie słuchać moich wyjaśnień, ale chyba Wam się one należą.. Jeśli nie, to przejdźcie od razu do komentarza, bo chciałabym, abyście wyrazili SZCZERĄ opinię.. Jest sens pisać dalej?
WYJAŚNIENIA:
Moi rodzice na początku wakacji, nie uprzedzając nikogo, postanowili zrobić sobie remont.. I to akurat w tym pokoju, w którym mam podpięty internet.. Przez całe wakacje internet mam praktycznie tylko na telefonie, który swoją drogą nie chcę włączać mi bloggera, nie wiem dlaczego... Jeśli miałam internet, to tylko chwilami, bo albo co jakiś czas mi go wyłączali, albo moja siostra nie chciała mi pożyczyć laptopa, gdyż aktualnie już nie mam komputera .. Czekam na kupno nowego, ale to wszystko dopiero po remoncie .. KTÓRY MOŻE POTRWAĆ KURWA DO ŚWIĄT, ale pokój z internetem już jest praktycznie skończony, więc jakby co, to teraz mogę usprawiedliwić się tylko brakiem kompa..
Przepraszam Wszystkich bardzo mocno :c
Do następnego !
xXx