Kiedy już opuściłam Londyn, znalazłam się na asfaltowej drodze prowadzącej przez sam środek, jakby mogło się wydawać, niekończącego się lasu. Westchnęłam głośno i kompletnie zrezygnowana usiadłam na walizce, którą wcześniej ustawiłam na poboczu. Oparłam brodę na zaciśniętych w pięści dłoniach i uświadomiłam sobie, że ten dzień miał wyglądać całkiem inaczej: miałam wrócić do domu, zrobić wszystkim niespodziankę, odwiedzić mamę, spotkać się z Nim... A tymczasem siedzę w jakimś chrzanionym lesie i nie mam bladego pojęcia, co ze sobą zrobić... Brawo, White, pięknie się wpierdoliłaś.
Zaczęłam rozglądać się dookoła, jakby to miało mi w jakiś tajemniczy sposób pomóc, gdy nagle tuż obok mnie zatrzymał się czarny Mustang. Lakier tego samochodu był tak gładki, taki błyszczący, bez żadnej skazy... Wyglądał, jakby dopiero co wyjechał z salonu! Silnik auta momentalnie ucichł, czym w mgnieniu oka wybudził mnie z zamyślenia. Drzwi od strony kierowcy otworzyły się, a ze środka wyszedł brązowowłosy chłopak... Umm, mężczyzna... A cholera wie! Na jego twarzy widniał kilkudniowy zarost, ale jego oczy ledwo widoczne zza przeciwsłonecznych okularów były takie... Młode? Dodawały mu takiego młodzieńczego uroku, jakby miał w sobie ukryte dziecko... Ubrany był w czarne rurki, a jego biała, nieco luźna koszulka z krótkim rękawem, dzięki swojemu cienkiemu materiałowi ukazywała delikatne zarysy mięśni jego brzucha. Zauważyłam, że jego prawa brew powoli wędruje ku górze, a kącik idealnie wykrojonych ust lekko zadrżały. Chyba chciał mi tym dać do zrozumienia, że... Gapię się. Jak ostatnia kretynka... Mentalnie przywaliłam sobie w twarz i zażenowana spuściłam wzrok na nerwowo splecione palce:
- Czekasz na kogoś? - usłyszałam jego dźwięczny, lekko ochrypły głos.
- Raczej na coś... - bąknęłam nieśmiało.
Zmarszczył brwi.
- Jak mam to rozumieć... Czekasz 'na coś'?
- Ta... Na cud... - podniosłam głowę i złożyłam usta w cienką linię.
Chłopak wbił dłonie w kieszenie spodni i wypchnął biodra nieco do przodu, mówiąc:
- Oto jestem!
- Jak mam to rozumieć? - z delikatnym uśmieszkiem powtórzyłam jego słowa.
- Mam wrażenie, że mnie przedrzeźniasz. - nie ukrywał rozbawienia.
- Przepraszam, ale nadal nie wiem, do czego zmierza ta rozmowa. - powiedziałam zmęczonym głosem.
Ułożył usta w dzióbek po jednej stronie twarzy, po czym spojrzał mi w oczy z jakąś dziwną iskierką w swoich źrenicach i powiedział:
- Więc może zaczniemy jeszcze raz: potrzebujesz podwózki?
- Aż tak to widać? - uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie, po czym 'doprowadziłam się' do pionu.
- Siedzisz na poboczu... Na walizce... Przy drodze... W lesie... Dziwne byłoby, gdybym tego nie zauważył. - jego melodyjny śmiech po raz kolejny dotarł do moich uszu... Hmm, całkiem przyjemny dźwięk.
- W takim razie chętnie przyjmę twoją propozycję...
- ...Louis. - dokończył za mnie.
- Louis. - powtórzyłam, żeby jego imię utrwaliło mi się w pamięci.
Chłopak przejął moją walizkę, aby umieścić ją w bagażniku, w efekcie czego skóra naszych dłoni zetknęła się ze sobą, pozostawiając dziwne uczucie mrowienia. Usadowiłam się wygodnie na przednim siedzeniu pasażera i czekałam, aż mój kierowca do mnie dołączy. W czasie, kiedy on przebywał na zewnątrz, ja oglądałam wnętrze pojazdu; samochód był utrzymany w jasnobeżowym kolorze i wszystko, prócz drewnianych wstawek, było obite skórą... Jeżeli jeszcze kiedyś go spotkam, przysięgam, że ukradnę mu ten wóz...
- A tak w ogóle. - odezwał się, kiedy już znalazł się w środku i uszyliśmy z miejsca. - Dokąd chcesz, żebym cię podrzucił?
- To zależy, gdzie jedziesz. Wysiądę po drodze. - oznajmiłam krótko.
- Jadę do Doncaster... Muszę pozałatwiać tam kilka biznesowych spraw. - zmarszczył brwi, jakby był rozdrażniony poruszonym tematem... Hej, ale ja wcale nie pytałam, po co tam jedzie...
- Bingo. - pokiwałam głową
Nie musiałam być dla niego niemiła i mówić, że jego informacje są dla mnie zbędne. W końcu mnie podwozi. Nie powinnam być wredna...
- Jedziesz do Doncaster? - popatrzył na mnie...zaskoczony?
W odpowiedzi jedynie przytaknęłam.
- Po co?
Nie twój interes.
- Do domu. Dawno tu nie byłam...
- Mieszkasz sama? - widziałam, jak jego brew z zaciekawienia unosi się do góry. Znowu.
- Umm... Nie. Mieszkam z kimś.
- Z 'kimś'... To znaczy?
Co to? Jakieś przesłuchanie?!
- Z moim chłopakiem. - starałam się ukryć nutkę poirytowania w swoim głosie i chyba całkiem nieźle mi to wychodziło,
- Och, nie wiedziałem, że jesteś z związku. - no bo skąd? - W takim razie podwiozę cię pod sam dom... - och.
- Okay, jak chcesz. - dobrze ci idzie, White, udawaj niewzruszoną, tak trzymaj...
Louis popatrzył na mnie rozbawiony i kręcąc głową wydał z siebie krótki, gardłowy śmiech... Kurcze, tego naprawdę przyjemnie się słucha!
- Wiem, że zasypuję cię pytaniami. - coś ty... - Ale mam jeszcze jedno, całkiem ważne.
- Słucham. - odetchnęłam głęboko, po czym odwróciłam głowę w jego stronę.
- Zdradziłabyś mi swoje imię?
Nie.
- Mo.
- Mo? - powtórzył.
- Mo. - potwierdziłam... Coś z nim nie tak?
- Od czego ten skrót?
Jedno pytanie? White, jesteś taka naiwna...
- A kto powiedział, że to skrót?.
- Serio? - zdjął okulary i popatrzył na mnie z taką... Beznadzieją w oczach. - Rodzice nazwali cię Mo?
- Nie...
- Molly? - wyprostował się na fotelu.
- Nie.
- Melanie? - nie odczepi się.
- Megan. - niech już skończy gadać, proszę. Może się śmiać, ale niech już nie papla.
- Piękne imię... - przyciszył i obniżył głos, czym wywołał ciarki w dole mojego kręgosłupa... Idiotko, masz chłopaka! Nie daj się zbajerować!
- Dzięki... Twoje też nie najgorsze.
- Dzięki. - zaśmiał się cicho. Bonus dla mnie!
Zwróciłam głowę w stronę drogi i zaczęłam przyglądać się krajobrazom, które mijaliśmy. Czyli ten pierdolony las... Kiedy i gdzie to się w ogóle kończy?!
- Daleko stąd do Doncaster? - zapytałam.
- Jeszcze jakieś... Dwie godziny.
ILE?!
- Och... W porządku. - jasny gwint!
- Nie bardzo odpowiada ci tak długa podróż w moim towarzystwie, prawda? - uśmiechnął się delikatnie.
- Nie, jest okay. - gówno prawda.
Louis popatrzył na mnie i zmrużył oczy:
- I tak ci nie wierzę.
- To już twoja sprawa. - uśmiechnęłam się triumfalnie.
Cholera...
***
- Dzięki za pomoc. Naprawdę nie wiem, jak mam ci się odwdzięczyć. - powiedziałam, kiedy Louis wręczał mi walizkę do ręki.
Kąciki jego ust uniosły się do góry, a mi pozostało jedynie zgadywać, o czym właśnie pomyślał... Boże...
- Nie masz za co dziękować, sama twoja obecność sprawiła mi wielką przyjemność i była wystarczającym...wynagrodzeniem.
Sięgnęłam ręką do swojej torby i wyjęłam z niej biały portfel z kwiatowym wzorem:
- Masz. - wyciągnęłam pewną kwotę i wręczyłam mu do ręki... A przynajmniej próbowałam.
- Co to jest? - cofnął się jak oparzony.
- Pieniądze? -odpowiedziałam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. - No wiesz... Na paliwo i w ogóle...
- Chcesz mnie obrazić, tak?
- Za mało?
- Przestań! - wyciągnął banknoty z mojej dłoni, po czym zabrał mój portfel i je tam umieścił, a następnie wrzucił do mojej torby. - Nie wezmę od ciebie żadnych pieniędzy!
- Żartujesz? Podwiozłeś mnie przez taki kawał drogi i teraz...
- Mo. - przerwał mi. - Nie wezmę od ciebie pieniędzy. Już powiedziałem: twoja obecność była dla mnie zapłatą za drogę... Poza tym gdybym jechał sam wcale nie sprawiłoby to, że drogi będzie mniej i tym samym mniej zapłacę za tankowanie, tak?
- Będę miała wyrzuty sumienia, jeżeli ci tego nie wynagrodzę.
- Nie wezmę pieniędzy. - wyrzucił ręce w geście kapitulacji i odszedł w stronę swojego samochodu.
- Więc czym mogę ci się odwdzięczyć? Raczej nie mam do zaoferowania nic oprócz kasy...
I w tym momencie chłopak się zatrzymał. Spojrzał na mnie ponad swoim ramieniem, a na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek, który nie wróżył raczej nic dobrego. Odwrócił się przodem w moją stronę i ponownie staną tuż przede mną:
- W sumie jest coś, co mogłabyś dla mnie zrobić.
- Umm, w porządku... Ale co masz na myśli?
- Zabieram cię jutro na kawę.
Zmarszczyłam brwi.
- Skoro to ja mam zrobić coś dla ciebie, to chyba lepiej będzie, kiedy to ja zabiorę cię na kawę.
Louis spojrzał gdzieś w bok i ułożył usta w cienką linię, po czym ponownie zawiesił wzrok na mnie i wwiercając się w moją czaszkę tymi swoimi turkusowymi tęczówkami, powiedział:
- Zgoda, niech będzie po twojemu. Daj mi na sekundę swój telefon.
- Umm... Okay? - wyjęłam komórkę z kieszeni spodni i wręczyłam mu ją do ręki.
Louis wystukał ciąg jakichś cyfr, a następnie wcisną zieloną słuchawkę. Po jednym sygnale jednak rozłączył się, a numer, który wcześniej wpisał, zapisał swoim imieniem.
- Teraz będziemy w kontakcie. - puścił mi oczko.
Uśmiechnęłam się wielce z siebie zadowolona i wysunęłam rękę w jego stronę:
- W takim razie: do jutra, panie...
- ...Tomlinson. - ucałował zewnętrzną stronę mojej dłoni. - Do zobaczenia wieczorem, panno...
- ...White. - mój głos niebezpiecznie zadrżał pod wpływem dotyku jego warg na mojej skórze.
Chłopak uśmiechnął się pełen pewności i nie spuszczając ze mnie wzroku powrócił do swojego samochodu, a następnie odjechał w tylko sobie znanym kierunku.
Odwróciłam się w stronę drzwi i zaczęłam przeszukiwać torebkę w celu znalezienia kluczy... Niestety, nigdzie ich nie było:
- Cholera. - szepnęłam.
No cóż, pozostało mi tylko jedno. Nacisnęłam dzwonek do drzwi i już po chwili usłyszalam kroki i dźwięk przekręcanego klucza. Nagle moim oczom ukazał się On... Mój kochany Chad... Wciąż ten sam... Wciąż mój...
- Meg?! - wrzasnął zszokowany.
- Chad! - krzyknęłam entuzjastycznie, gotowa w każdej chwili wskoczyć mu na ręce i już nigdy nie zeskoczyć.
Kiedy tylko rozpostarłam ramiona, żeby przytulić mojego chłopaka po roku nieobecności, on zatrzasnął mi drzwi przed nosem... Co?! Co to miało być?! O co tu do jasnej cholery chodzi?!
Cześć !
Pierwszą część mamy już za sobą ! :)
Tak jak napisałam w 'notce organizacyjnej', rozdziały powinny pojawiać się co weekend... Bądź po dwa tygodniowo, wszystko zależało będzie od waszego nastawienia ;)
Prosiłabym o mnóstwo komentarzy!
(nie tylko pozytywnych! Jeżeli macie jakieś zastrzeżenia, uwagi, bądź coś po prostu Wam się tu nie podoba, napiszcie. Cenie sobie konstruktywną krytykę [nie hejty!]).
Pamiętajcie !
CZYTACIE = KOMENTUJCIE!
♥
MAM DO WAS OGROMNĄ PROŚBĘ!:
Jeżeli wchodzicie na 'Hiding' i zaintrygowało Was to opowiadanie to chciałabym poprosić, abyście rozpowszechniali je na różne, możliwe sposoby :) Blog ten istnieje dopiero od niedawna, ale prolog mamy już za sobą, pierwszy rozdział też, a komentarze były tylko dwa.
Luv Ya All ! xx
Pierwszą część mamy już za sobą ! :)
Tak jak napisałam w 'notce organizacyjnej', rozdziały powinny pojawiać się co weekend... Bądź po dwa tygodniowo, wszystko zależało będzie od waszego nastawienia ;)
Prosiłabym o mnóstwo komentarzy!
(nie tylko pozytywnych! Jeżeli macie jakieś zastrzeżenia, uwagi, bądź coś po prostu Wam się tu nie podoba, napiszcie. Cenie sobie konstruktywną krytykę [nie hejty!]).
Pamiętajcie !
CZYTACIE = KOMENTUJCIE!
♥
MAM DO WAS OGROMNĄ PROŚBĘ!:
Jeżeli wchodzicie na 'Hiding' i zaintrygowało Was to opowiadanie to chciałabym poprosić, abyście rozpowszechniali je na różne, możliwe sposoby :) Blog ten istnieje dopiero od niedawna, ale prolog mamy już za sobą, pierwszy rozdział też, a komentarze były tylko dwa.
Luv Ya All ! xx